13 czerwca 2008. Piątek, 13 czerwca.
Pisało mi w horoskopie, że to szczęśliwy dzień. Wierzyłam w to. Znaczy... urzeczywistniałam.
Ale nie był szczęśliwy. No nie wiem właściwie. Czasami było źle, czasami dobrze. Koniec końców, wychodzę na zero.
Ostatni tydzień klasy 3d. Załamuje mnie to. Jeszcze ten mecz z częścią z nich wczoraj. Ajjj, ja nie wiem, jak to będzie.
Tata powiedział mi po raz kolejny, że sobie nie poradzę w życiu. Ja mu na to, czemu nie chce zobaczyć, że ma zdolne dziecko.
I normalnie, na złość mu sobie radzę. I to się nie zmieni.
W ogóle to, co się dzieje między mną a moim Tatą jest przerażające. Jeśli z nim rozmawiam to albo o książkach, albo o sprzecie elektronicznym. Te trzy lata strasznie nas oddaliły od siebie.
Ja pierdole, to już trzy lata. Całe moje gimnazjum. Od 1 września dokładnie. To straszne jest. Co może zrobić kraj z rodziną. Nie chcę traćić z moim Tatą konktaku. Chyba już straciłam. To takie niesprawiedliwe! On powinien być tutaj ze mną i patrzeć, jak staję się dorosła. Czemu to jest niemożliwe? Czemu głupia forsa uniemożliwia mi dorsatanie przy moim Tacie?! Ja rtak nie chcę! Tyleże, moje zdanie sie raczej nie liczy. Chcęznou byc małą dziewczynką, która z podziwem w oczch przytula się do swojego taty. To jest straszne. To mnie wyniszcza od środka. Zżera jak rdza metal. Widzę mojego Tatę 3 miesiące w roku. Za mało. Kur wa, to za mało jest!