Siedząc na wykładach, uświadomiłam sobie jacy jesteśmy starzy. Starość należy tutaj interpetować jako dorosłość. Jesteśmy zmuszeni podejmować co raz to, poważniejsze decyzje. Trzeba oderwać się już od matczynej spódnicy i w momencie zakłopotania starać się samemu sobie radzić.
To absurdalne, że co raz to wyższa cyfra pojawia się w okienku "wiek" na -całkowicie zbytecznej już- "naszej klasie", a tak na prawdę waga naszych prywatnych problemów nadal mieści w poziomie przedszkolnym. Jedyna zamiana jaka miała miejsce, to zamiana zabawek na prawdziwych ludzi. Czy tylko ja uważam, że ta zmiana nie wyszła nikomu na dobre?