generalnie nic mi sie nie chce, kuruję się któryś dzień z rzędu... i mimo, że niby się wysypiam, to stale jestem niewyspana.
piątki są do dupy i mam wrażenie, że plan jest w niektórych miejscach z lekka potyrany...
na dodatek powrócił w tym semestrze koszmar z zeszłego roku z 1sem... tyle, że pod inną nazwą... odczuwam już paniczny lęk... a w sesji dostane chyba zawału serca...
wiem, że marudzę, ale już taka moja natura.
wydaje mi się ostatnimi czasy, że jestem jak ten kamyczek na zdjęciu... niby otoczony innymi, ale i tak wyraźnie widać, że jest sam pośród wszystkiego...
czas się czymś konkretnym zająć, żeby przestać głupio myśleć...
leń chcący na jakiś czas popaść w pracoholizm?! chyba awykonalne, ale czemu by nie spróbować?!
tak więc do dzieła!