Czas na podsumowanie 2014 roku.
Ten rok nie był dla mnie zbyt łaskawy... Rozpoczął się utratą ukochanej osoby, morzem łez, rozpaczą, żalem.. Ale z pomocą przyjaciół odzyskałam równowagę. Zaczęłąm więcej czasu spędzać z przyjaciółką zza czasów gimnazjum, ale niestety ta przyjaźń nie przetrwała kolejnej próby. Pozbierać się po rozstaniu pomógł mi też wspaniały kolega, którego zaczęłam poznawać z trochę innej strony niż dotychczas. Cotygodniowe spotkania, rozmowy, pocieszanie, wspólne imprezy, wyjazdy - to wszystko sprawiło, że na nowo zaczęłam cieszyć się życiem. Niestety, ktoś tam na górze chyba uważa, że potrafię znieść dużo więcej bólu niż inni i już w czerwcu wszystko zaczęło się od nowa walić. Tym razem zniosłam to dużo, dużo gorzej... W końcu zawiodłam się na osobie, dzięki której odzyskałam spokój, dzieki której znów uwierzyłam, że mogę się komuś podobać, i która traktowała mnie jak królową... Przestałam wychodzić z domu, sporadycznie dawałam namówić się na imprezę, zamknęłam się z sobie, całymi dniami płakałam, cierpiałam na bezsenność, a po słowach jednej osoby: 'skoro byłaś w związku przez ponad 2 lata to możesz być teraz singielką' zwątpiłam czy mogę na tą osobę liczyć. Dojście do stanu równowagi zajęło mi dużo więcej czasu niż wtedy w styczniu, a czasami mam wrażenie, że jeszcze do końca się nie pozbierałam. Wiem jednak, że muszę dać radę, bo nikt za mnie tego nie zrobi. Cieszę się, że pozostali przy mnie moi przyjaciele płci męskiej i Martyna. To osoby (oprócz moich cudownych rodziców), na które zawsze mogę liczyć.
Chyba mój limit pecha i nieszczęść został już wyczerpany na jakieś kilkanaście miesięcy, prawda?
Dlatego mam nadzieję, że nowy 2015 rok oszczędzi mi takich wrażen i wreszcie przyniesie jakieś poztywy i szczęście :)