Bu
Tak jakby... Nie mogę spać. Tak jakby zdarza mi się to coraz częściej.
Pomińmy moje samopoczucie fizycznie od kilku dni jest nieprzyjemnie. Jednym słowem Fuj. Źle się czuję. Do tego od godziny ząb usilnie stara się wywiercić dziurę w moim poharatanym mózgu. Mam wrażenie, jakby Wszystkie moje zęby były spuchnięte, ściślej rzecz biorąc, jakby nie mieściły się w swych miejscach.
Chce mi się spać, ale nie potrafię. Do tego od ładnych kilku godzin coś siedzi mi pod kręgosłupem. Coś, co boli niczym wyrywany kawał mięsa. To już któryś raz z kolei... Nie mogę przez to oddychać, każde naprężenie płuc sprawia ból.
Z jednej strony moje samopoczucie psychiczne szturcha mnie, żeby wypuścić chociaż jedną łzę, z drugiej, karze śmiać się samej do siebie. Coś znowu siedzi w mojej głowie, co pomęczy jakiś czas i znowu odejdzie. Z jednej strony nienawidzę tego. Z drugiej... Uwielbiam ten stan. To stan, w którym moje palce same garną się do pisania, chcą przelewać myśli z totalnego odludzia mojego zakurzonego mózgu, na papier.
Mój umysł Żąda muzyki smutnej, melancholijnej, romantycznej, ściskającej za serce i gardło. Takiej, przy której człowiek siada i uśmiecha się sam do siebie, która powoduje łzy na policzkach niewiadomego pochodzenia, które mimo wszystko, cieszą. Od pewnego czasu katuje się muzyką, która wlazła z butami w moją intymność i mimo chęci zastąpienia jej wpierw KSU, później po kolei happysad'em i na końcu Týr'em i Therionem nie dała się przegnać...
http://www.youtube.com/watch?v=oIHaNh3jRXg
Trochę podśmiewam się z tego wszystkiego. W podświadomości chce mi się histerycznie śmiać krzycząc "ty głupia stara kretynko...". Ale... Ja to lubię. Lubię być taka. Kiedyś byłam taka często. Niemal non stop. Tylko, że kiedyś to bolało. Dźgało bardzo mocno. Tworzyło niewyobrażalne fantazje o wielkiej miłości, postawnym mężczyźnie z szeroką szczęką i wielkimi dłońmi (czy tylko mnie nagle, bez powodu do głowy przyszedł Tengel z "Sagi o Ludziach Lodu"? Tak pffu, nagle, teraz). I teraz przychodzi moment, kiedy w tej melancholijnej tęsknocie zaczynam uśmiechać się pod nosem...
"Niebo jest tylko metr nad ziemią
tak blisko o jeden krok
Niebo jest na wyciągnięcie ręki
tylko ciągle nie wiesz jak tam dojść"
Tak właśnie przyszło mi do głowy...
Teraz moich wszelkich pragnień nie zagłusza to wyobrażenie. Teraz zaczynam w takich chwilach obnażać zęby z lekkim "heh"i cieszę się, że marzenia jednak czasem się spełniają. Głupi los czy kij wie co, jakie i kiedy, ale jednak. Coś w tym życiu nam wychodzi. Czasem orientujemy się od razu, czasem dociera to do nas po pewnej chwili. Indywidualnie ta chwila może różnie trwać i się ciągnąć.
Znowu, jak zwykle gadam od rzeczy. Nie od deski do deski, a zaczynam wątek, ciągnąc go w innym kierunku, by wreszcie skończyć na zupełnie innym brzegu. W mojej głowie układa się to logicznie, jest myśl za myślą, którą ja pojmuję i zapominam, że innym trzeba to po kolei "rozpisać", bo nie czytają w myślach jak w otwartej księdze. Heh, kolejny uśmiech pod nosem. Ktoś doskonale wie, jak potrafię być z tym denerwująca. Ale... "To się samo" ;)
Wracając do tematu. Jest mi dziwnie. Po prostu. Nie potrafię tego opisać. Ale, chyba muszę się wygadać. Choćby i w ten dziwny, specyficzny sposób. Ciąg zdarzeń doprowadził mnie do skrajności "cholera jasna, ja chcę pisać!". Chcę zacząć żyć dawnym życiem, które rozpalało ogień w sercu. Pozwalało płakać nad własnymi stworzonymi słowami, śmiać się z własnych wymyślonych dialogów, nakręcać się pisanymi sytuacjami, jak gdyby była to dobra książka, która nagle kończy się w najlepszym momencie. Trochę dokucza mi fakt, co po kolei przyczyniło się do tego, ale z drugiej strony niezmiernie bawi. Wręcz histeryczny śmiech ściska mnie za gardło i gdyby nie nerwowe zaciskanie zębów, z którego notabene znów rozbolała mnie głowa, miałby zapewne ujście na zewnątrz.
Fawor, Shad... Dziękuję, że byłyście te niespełna 3 dni. Pocisnęłyście mi materiał, który nakazuje memu sercu wrócić do walki. Tak tak... Znowu zaczynam się śmiać... Bo "walka o tron nigdy nie ustanie!". No i śmieję się. Sama do siebie, do białej strony Office'a tuż przed 3 nad ranem...
Głowa mi pęka... Swoją drogą, nie dziwne... Po takim maratonie filmowym, jakim ją wymęczyłam dziś. Ale... Oglądałabym dalej. Gdyby były zekranizowane dalsze losy. Czas wrócić nałogowo do czytania. Czytania, które było ważniejsze od jedzenia, nauki, spania... Ahh, na wspomnienie dawnych lat świeże powietrze napływa do moich płuc. A może to po prostu ziew, który sygnalizuje "dziewczyno, idź spać"
Mam ochotę spuścić moją wyobraźnię z wodzy, na których była spięta długo, o wiele za długo. Tylko co nowego można stworzyć w świecie, w którym jest już dosłownie wszystko. I może właśnie dlatego tak mnie to dotknęło. Natchnęło mnie coś, co według mnie niegdyś, nie miało prawa istnień. Coś totalnie banalnego, dziecinnego i nadającego się tylko na dodatek do gazet jako opowiadania czytelniczek. A jednak... Cholera jasna, a jednak mną to ruszyło. Wstrząsnęło jak kopnięcie prądem w mokry paluszek... Dalej twierdzę, że bardziej banalnego "dzieła" świat na oczy nie widział, że prostota, przewidywalność i właśnie ta banalność boli. Boli w oczy, w umysł, serce i, w tym przypadku w uszy. Ale, kurde! W mojej głowie tłoczą się setki myśli, pomysłów i wątków, których nawet ja sama jeszcze nie rozumiem. To wszystko jest tak zagmatwane i zasłonięte mgłą niejasności, że szlag mnie trafia, że nic z tego nie rozumiem.
Zresztą... Jak 99% ludzi, którzy czytają te słowa. Sama nie wiedziałabym, o co mi chodzi. Nagmatwałam, narozpisywałam się nie wiadomo o czym. Chociaż... Dla mnie, wiadomo
Dobranoc