Carpe Diem
29 Zjedliśmy kolację, a potem wzięliśmy wspólną kąpiel. P
rzez cały ten czas nie zamieniliśmy ze sobą słowa. Dopiero, gdy położyliśmy się w łóżku i gdy przyciągnąłem do siebie żonę, szepnęła:
- Przepraszam.
- Nie masz za co. - Musnąłem jej kark.
- Mam.
- Kochanie nie obwiniaj się za to. On poniesie za to konsekwencje.
- Tak bardzo chciałeś tego dziecka. - Znowu się rozszlochała. Obróciła się do mnie twarzą, bym mógł jeszcze szczelniej zamknąć ją swoich w ramionach.
- Ciśś, nie płacz. Wszystko się ułoży. Zobaczysz. Jeszcze będziemy rodzicami. Będzie dobrze... Musi być. - Sam nie wierząc we własne słowa po chwili zasnąłem.
Rano usłyszałem ciche pochlipywanie. Obok miejsce na łóżku było puste. Cicho wstałem i podszedłem pod drzwi do łazienki skąd dochodziły odgłosy
- Tak bardzo ... mamusia ... cię kochała. Tatuś też... Dlaczego mi go zabrałeś? - Szlochała. Łzy zaczęły mi spływać. Jak długo to jeszcze będzie trwać? Oparłem głowę o drzwi i nacisnąłem klamkę, wchodząc do pomieszczenia. Popatrzyła na mnie pustym wzrokiem. Podszedłem do niej, zsunąłem się na ziemię i oparłem się o szafkę. Jasmin oparła głowę o moje ramię i razem przez długie minuty płakaliśmy.
Gdy zasnęła, zaniosłem ją do łóżka i przykryłem kołdrą. Wyszedłem z pomieszczenia i długo bijąc się ze swoimi myślami w końcu zadzwoniłem do prywatnej poradni psychologicznej. Umówiłem nas na wizytę za dwa dni.
Zdruzgotany całą sytuacją sięgnąłem do barku i wyciągnąłem butelkę koniaku.
CDN.
Przepraszam, że taka krótka, ale brak weny.