Proszę, komentujcie i klikajcie :)
Carpe Diem
28 - Doktorze, co z nią?
- Bardzo mi przykro... ale dziecko... - Zawahał się.
- Co z nim?
- Pana synek nie żyje. Są liczne obrażenia na jego malutkim ciałku. Pańska żona została pobita... Bardzo mi przykro przykro.
- Czy ona już wie? - Mówiłem łamiącym się głosem.
- Jeszcze nie. Jest w narkozie. Niedługo powinna się wybudzić.
- Chce do niej iść.
- Dobrze. Zaprowadzę pana... - Ruszył przed siebie. - Aa słyszałem o bijatyce i ... muszę zawiadomić policję, że straciliście państwo dziecko przez tego człowieka. - Powiedział, zatrzymując się. Kiwnąłem głową i ruszyliśmy dalej. Na końcu korytarza miałem czekać, aż przywiozą Jasmin. Minuty dłużyły się w nieskończoność, jednak gdy przywieźli mojego skarba, była cała w siniakach. Na jej twarzy malowało się wyczerpanie i smutek. Serce krajało mi się na jej widok. Złapałem ją za rękę i czekałem, aż się obudzi.
***
Kilka dni później.
- Misiek... Nie możesz się zamykać przede mną. Musimy razem przez to przejść. Razem damy radę. Proszę odezwij się w końcu do mnie. Wiecznie nie możesz tam siedzieć... Zalodzisz mi się. Proszę! - Wiązanka leciała, a ręce cały czas uderzały w drzwi, które były zamknięte na klucz.
Od kilku dni Jasmin zamknęła się w pokoju dla dziecka i z niego nie wychodziła.
Chwilę później drzwi się otwarły, a żona rzuciła mi się na szyję.
- Kochałam je... Ja sobie nie dam rady. - Szlochała.
- Kochanie damy radę. Zawsze dawaliśmy.
- Cały czas czuję ten ból... Minęło już tyle dni...
- Sześć... - Szepnąłem.
- Przepraszam. Próbowałam się kontemplować, ale nie wyszło mi to.
- Ciśś. Już dobrze.
- Kocham Cię.
- Wiem, ja Ciebie również. - Mocniej wtuliła się we mnie. - Jasmin... Chodź coś zjeść.
CDN.
Przepraszam, że tak rzadko dodaje części ale ciągle brakuje mi czasu...
Dziękuję za to, że jesteście