Carpe Diem
18 Słowa mamy brzmiały mi cały czas w uszach. Twój tata nie żyje. Jak to się stało, że nie było mnie na pogrzebie własnego ojca? Co sobie ludzie, rodzina pomyśleli o mnie? Taka dobra córka, a tu nagle ucieka z domu i nie daje znaku życia przez 3 lata.
- Mamo, ja przepraszam. Nie powinnam była cię z tym wszystkim zostawiać samej. Gdybym tylko wiedziała...
- Ciśś skarbie. Nic się nie stało. - Przerwała mi.
- Wiem, że to trudne dla ciebie, ale mogłabyś powiedzieć, dlaczego taty już tu nie ma?
- Zawzięcie cię szukał. Powiedział, ze nie wybaczy ci tej ucieczki, że musisz tego pożałować... - Szlochała, a ja wraz z nią. - Miał wypadek. Ktoś mu podciął hamulce.
- Drogi Boże...
- Może to lepiej Jasmin.
- Nie rozumiem.
- Biłby cię i mnie nadal. Gdyby cię znalazł, mógłby ci coś zrobić. Wiesz jaki on jest. Był. - Poprawiła się. - Córcia, przepraszam. To nie powinno być tak.
- Było, minęło.
***
Kilka dni później.
- Jasmin, dlaczego wróciłaś?
- Przyjechaliśmy ... Powiedz ty. - Zwróciła się do mnie.
- Bo my chcieliśmy zaprosić państwo na nasz ślub. - Widziałem zakłopotanie na twarzy Jasmin.
- Ale...
- Nie odwołamy ślubu. - Powiedziałem stanowczo. - Rozumiem, że tak nie wypada, ale już wszystko jest zatwierdzone. Proszę nam tego nie utrudniać.
- Jesteście młodzi jeszcze... Tyle czasu przed wami. Jeszcze możecie się zakochać...
- Mamo, my się kochamy! Jesteśmy dorośli i damy sobie radę. Przetrwamy wszystko.
- Tata nie byłby...
- Nie obchodzi mnie zdanie taty. Z resztą on nie żyje.
***
- Chciałabym odwiedzić grób taty. Pojedziesz z nami?
- Tak, jasne córeczko. - Powiedziała smutnym głosem.
Kilkanaście minut później staliśmy nad jego grobem. Jego fotografia pokazywała go od tej dobrej strony. Umiał grać. Tak, był w tym najlepszy. Uśmiechnięty, kochający tatuś... Dlaczego zawsze taki nie był? Przecież jak byłam mała, byłam najważniejsza. Byłam córeczką tatusia. Oczkiem w jego głowie... Ludzie się zmieniają, ale dlaczego on się zmienił? Nie wiem. Nie ważne. Mimowolnie łzy spłynęły mi po policzku.
- Kochanie ... - Te słowa tak bardzo dodawały otuchy. Mocno mnie do siebie przytulił. Położyłam wiązankę, odmawiając modlitwę.
Później wróciliśmy do domu. Zrobiliśmy kolację i w ciszy, całą trójką skonsumowaliśmy.
Gdy leżeliśmy w łóżku, położyłam się na ramieniu Erica.
- Skarbie?
- Hym?
- Pojutrze wracamy. Źle się tu czuje.
- Dobrze, ale co z twoją matką?
- Nie wiem. Mogłaby do nas przyjechać, zamieszkać z nami, czy coś...
- Jak dojdą dzieci to się nie pomieścimy.
- To wynajmie sobie mieszkanie. Jakoś to będzie...
CDN.
I jakie wrażenia?