Z góry przepraszam za taką kiepską część, ale jestem w fatalnym stanie...
Pomoc zabłąkanym, część 28.
Impreza trwała jeszcze kilka godzin. Ja coś się źle poczułam i poszłam do pokoju przygotowanego przez Kris dla mnie i Charliego. W pokoju znalazłam książkę, ozdobioną w czerwoną kokardę. Wzięłam książkę w ręce, aby odczytać tytuł, ale na niej nic nie pisało. Odwiązałam kokardę i nagle pojawił się napis " Nie żyj tylko swoim życiem. Książka o paranormalnych zjawiskach i ludziach". Usiadłam na ziemi i zagłębiłam się w lekturze. Zaciekawił mnie jeden rozdział, który był zatytułowany "Utrata daru bycia łącznikiem."
"Dar można utracić tylko w wypadku, uderzając głową w coś,
lub poprzez uderzenie jakimś przedmiotem w głowę do utraty przytomności.
Dar może zaniknąć TYLKO wtedy, gdy myślimy tylko o sobie i zapominamy o innych ludziach. Jeżeli osoba mająca dar i skończone dwadzieścia pięć lat,
nie pomogła pięćdziesięciu zabłąkanym duszom..."
Do pokoju wszedł Charli i nagle książka zmieniła wygląd. W ogóle książka się zmieniła. Z książki o duchach stała się nagle książką o kwiatach.
- Hej Skarbie, jak się czujesz?
- No hej. Już lepiej.
- Co tam czytasz?
- Jakąś encyklopedię.
- "Encyklopedia kwiatów" - Zaśmiał się. - Nie masz co czytać?
- Jakoś tak wpadła mi w ręce. - Sama zaczęłam się śmiać. - Idziemy spać?
- Tak. Chodź tu moja przyszła żono, pójdziemy wziąć prysznic. - Wziął mnie na ręce i zaniósł do łazienki. Po około trzydziestu minutach leżeliśmy już w łóżku.
- Wiesz, że Cię kocham? - Zaczął Charli.
- Wiem. Ja Ciebie też.
- Mogę Cię pocałować? - Zrobił maślane oczka.
- A ile wypiłeś? - Zaczęłam się z Nim drażnić.
- Tylko dwie kolejki.
- No to ... - Nie skończyłam mówić, a On się na mnie zachłannie rzucił. Całował mnie tak, jakby to miał być ostatni nasz pocałunek. Zaczął z chodzić coraz niżej i niżej, aż w końcu znowu byliśmy pozbawieni ciuchów. Kochaliśmy się dopóki do pokoju nie w paradowała jakaś para, która wcale nie była lepiej odziana niż my. Chwilę później spałam już w Jego ramionach. Śnił mi się duch z lotniska. Tym razem był bez modelu samolotu, ale z książką, która znika mi z rąk, gdy tylko wszedł do pokoju Charli.
- Jeżeli osoba mająca dar i skończone dwadzieścia pięć lat, nie pomogła pięćdziesięciu zabłąkanym duszom, pożegna się ze swoim życiem nie skończywszy trzydziestu lat. - Powiedziawszy te słowa zaśmiał się szyderczo i znikł. Obudziłam się cała zdyszana i mokra. Charli też się przebudził.
- Skarbie, co jest?
- Miałam straszny sen... Bardzo realny sen.
CDN.
Znowu wszystko się wali.
Jedno głupie, niepotrzebnie wypowiedziane/napisane słowo i już cały świat się wali.
Przecież nie można kogoś tak z dnia na dzień przestać KOCHAĆ, prawda?
Nie ogarniam już tego...
Niczego nie ogarniam.