- Rozmawiałem wczoraj z Anielicą.- oznajmił Nick. Leżeliśmy w łóżku, objęci, była czwarta nad ranem.
- Wiem. Zgodziła się. No i za kilka godzin Clarita tutaj przyjdzie.
- Ale nie tylko o tym.- spojrzał na mnie.- Powiedziałem jej o nas.
Uniosłam brew.
- Serio?
- Tak. Nie przegoni nas. Stwierdziła, że jesteśmy młodzi i musimy się wyszaleć, a skoro jej klub to miejsce w którym się szaleje, nie będzie nam przeszkadzała.
Byłam w lekkim szoku. Ostatnią tancerkę wygoniła. I tyle ją widzieliśmy.
***
Punkt ósma Clarita do nas zawitała. Natalie znów stała za kuchenką, robiąc śniadanie.
- On się sam nie nauczy gotować.- zrzędziła wskazując na Nicka.
- Przykro mi. Za to jestem lepszym barmanem od ciebie. Dużo lepszym.
Spoważniała. Nie lubiła, kiedy ktoś najeżdżał na jej umiejętności barmańskie.
- Nie bądź taki cwany, bo będziesz głodował.- syknęła.
- A ty zostaniesz bezdomną.- uśmiechnął się.
Wygrał to.
- Ruszajcie się. Czeka nas tyle kilometrów do zaliczenia. Dotrzemy tam dopiero jutro.
- Na lajcie koleżanko.- powiedziałam.
- To nie ja muszę iść do szkoły w poniedziałek.
- Też nie muszę. Zostały niecałe trzy tygodnie. Jeszcze zdążę się tam pokazać.
Westchnęła.
Jednak postanowiliśmy jej posłuchać i się pospieszyć. Natalie cieszyła się, że ma chatę dla siebie, a Nick ostrzegał ją, żeby uważała na swoje pseudozapachowe świeczki. No, żeby nie spaliła mieszkania.
- Nie mam dwunastu lat, paniczu!
Spojrzał tylko na nią, a potem udaliśmy się w drogę. Każdy z nas miał prawko, więc chcieliśmy prowadzić na zmianę. Na poczatku robił to Nick, a ja z Claritą siedziałam z tyłu, przeglądając babskie pisemka.
- To straszne.- przerwałam w pewnym momencie.- Jadę do rodziców mojej zaginionej przyjaciółki, a zachowuję się tak jakbym jechała na wakacje.
- Trochę luzu ci się przyda.- powiedziała Clarita. - Ostatnimi czasy jesteś taka zagoniona. Nie powinno tak być.
- Ja nawet nie wiem jak mam z nimi porozmawiać.
- Dam ci książkę telefoniczną. Zadzwonisz.
Fakt, podała mi opasłe tomisko. Szukała razem ze mną. W Dallas trzy osoby nazywały się Elizabeth Morgan. To mama Amelii. Zadzwoniłam pod pierwszy. Starsza pani. Drugą była jakaś studentka. Dopiero trzeci numer był prawdziwy.
- Dzien dobry. Nazywam się Francesca MacClaen. Nie wiem czy pani mnie pamięta...- przerwała mi.
- Pamiętam. Byłaś przyjaciółką Amelii.- westchnęła.
- Tak, zgadza się. Czy mogę się z panią umówić na jutro na godzinę osiemnastą?
- Yy, będziesz w Dallas?
- Tak.
- Ale po co? Nie chciałam rozdrapywac ran. Nawet nie wiem co z jej ciałem. Czy żyje. Męczy mnie ta niepewność i udawana nieporadność policji.- chyba łzy zbierały jej się pod powiekami.
- Prosze pani... a gdybym powiedziała, że wpadłam na pewien trop?
Cisza. Cisza. Cisza.
- Chcę ją odnaleźć.- dodałam.
- Jutro o osiemnastej? Podam ci adres.
- Już mam.
- Ale...
- Do zobaczenia.- odłożyłam słuchawkę.
Odetchnęłam z ulgą. Spojrzałam na Claritę. Wtedy jeszcze nie wiedziałam jak okrutni potrafią być rodzice dla własnych dzieci, mimo, że właśnie sama od swoich uciekłam. Bo moi w porównaniu z rodzicami Amelii byli aniołami.
Bardzo lubię to zdjęcie. *______*
15 GRUDNIA 2016
7 LISTOPADA 2016
14 LIPCA 2016
29 CZERWCA 2016
20 CZERWCA 2016
4 CZERWCA 2016
25 KWIETNIA 2016
30 SIERPNIA 2015
Wszystkie wpisyInni zdjęcia: Islamabad bluebird11Cute purpleblaackJa patki91gdNa małym mostku patki91gdTitle quenTout simplement. ezekh114Zalew niedaleko. ezekh114... maxima24... maxima24... maxima24