Chcesz mnie wysmiac to proszę - przyświecę Ci księżycem
i bardzo proszę zachowywać się kulturalnie.
Chcesz coś ode mnie to proszę - przyświecę Ci gwiazdami
i bardzo proszę więcej nie żebrać.
Chcesz mnie wyśmiać jeszcze, proszę - przyświece Ci słonkiem
i bardzo proszę wypierdalaj jak najdalej.
I naprawde nie wiem czy potrzebny był ten cały cyrk i w ogóle - coś mi się zdaje że znam swoja wartość. Mimo, że nie uważam się za zbyt inteligentną i za zbyt potrzebną. Ale za to psychicznie całą mocą przywiązana do swoich przekonań. Mam wrażenie że jeśli się nie skończy to runie. Albo jeśli skończy się bez mojego udziału. Jestem też wredną zdzirą - bo lubię pomagać, bo się wstydzę, bo mam stresa, bo wyglądam na głupią, bo jestem glupia, bo wyglądam jak nieinteligentna, bo bardzo lubię milych ludzi i nie lubię konfliktów. Nie chcę się wstydzić, a jeszcze bardziej nie chcę nikogo ranić. Mimo to - jestem wredną zdzirą i czuję się jak najgorsza suka, najbrudniejsza szmata, jak gówno przy bucie. Ale nic nie poradzę - ja tak lubię i tak mam. Mam jeszcze tak, że lubię sie popisywać i chwailć, mimo, że z tym walczę. Brzydzę się sobą, że nie przestrzegam swoich własnych zasad. Co jak co, ale to naprawdę koszmarnie niewygodne uczucie. Jakbym rozgniatała samą siebie. Nie wiem jak to wszystko działa niby gwiazdy mnie słuchają, niby kocham Boga, on mi pomaga, a jakoś trudno mi uwierzyć, że to przeznaczenie. Jakoś trudno mi uwierzyć, że coś może odbyć się beze mnie. To przez moją próżność. Mam też inne problemy: jestem niepewna. A niby pewna. A to zrąbane.
jestem nietolerancyjna. A niby tolerancyjna. Nie mogę przyjmować do siebie niektórych rzeczy. Na przykład jak niesamowicie mnie wkurwiają. Ale to też zależy od innych czynnikow.
Najgorsza jest ta prożność i to wrażenie że unoszę się nad innymi.
No i co, praktycznie od większości osób z mojego otoczenia czuję się LEPSZA
TO JEST NAJGORSZE
i tak sobie wylewam moje żale w klawiaturkę.
Bardzo was kocham