bolesne zderzenie z rozpędzonym autobusem, tak mogę nazwać to, co się wydarzyło .
trzy dni umierania .
później zmartwychwstałam . spakowałam plecak i wyruszyłam .
nadmorsko-woodstockowa przygoda była dokładnie tym, czego potrzebowałam .
spanie na plaży, wieczorne zabawy z ogniem, poranne opalanie, spacery, rozmowy na wszystkie tematy w tym jedna, najważniejsza na świecie . poznawanie nowych ludzi, niespodziewane spotkanie po latach, dwa samotne pociągi i trzeci już z imprezą w środku, namiot rozbity w dobrym miejscu z dobrymi ludźmi, muzyka, mnóstwo muzyki, dużo wody i alkoholu, dziurawe buty, noga w kawałkach, a ja wciąż upieram się, że morze było dokładnie tam, gdzie pokazywałam o piątej nad ranem pół roku po moim powrocie do Polski .
to wszystko było magiczne .
chaos poskromiony ?