Miałam dzisiaj przerażający sen.
Niczym z greckiej mitologii. Straszne.
Może potem opiszę. O 11.20 idę z Pawłem do Biedro, a potem z Aną i Olgą gdzieś. Jeszcze nie wiemy gdzie, ale gdzieś.
Kupię sobie buty. Trampki. W końcu, bo chodzenie w Martensach staje się męczące. Nawet bardzo.
I jak będę w stanie to pójdę na strzelnicę. Na pewno pójdę, ale kokosów się nie spodziewam.