nienawidzę cię. nic nie potrafisz zrobić dobrze, nic!
chociaż tutaj się wygadam.. ech.
godzina 6.00.
budzik zadzwonił normalnie, tak jak zwykle.
wszystko było w porządku.
poza tym, że dzisiaj rano Kazan nie czekał przy łóżku i nie merdał radośnie ogonem..
w kuchni matka siedziała przy kubku mocnej kawy i wycierała oczy.
kubek był czerwony, w białe kwiaty.
mówi się, że w dniu tragedii, człowiek zapamiętuje nawet najdrobniejsze szczegóły..
zapytałam co się stało. mama nie odpowiedziała. spojrzała tylko w kąt.
Kazan leżał pod stołem, praktycznie bez ruchu. oddychał z trudem - tylko to przekonywało mnie o tym, że jeszcze żyje.
wrzasnęłam, że mamy jechać do weterynarza. matka odpowiedziała, że ojciec śpi. wczoraj był pijany. miałam to gdzieś, mogłam zanieść Kazana nawet na rękach!
o 9.00 przyjechał po nas dziadek. Kazan miał zamglone i niewiarygodnie smutne oczy, ale pacnął ogonem kilka razy, kiedy podeszłam go pogłaskać..
dojechaliśmy do weterynarza. i tutaj, ugięły się pode mną nogi..
Kazan kilka dni temu miał kleszcza. ot, zwykła rzecz. ojciec dlugo zwlekał z wyciągnięciem go, ale w końcu się do tego zabrał. po pijaku.
zostawił kawałek, twierdząc, że sam uschnie i odpadnie.
teraz pies miał olbrzymi ropień..
weterynarz usunął resztę kleszcza i oczyścił ranę. dla świętego spokoju pobrał mu krew.
zapytał czy chcemy poczekać na wyniki czy jechać do domu. poczekaliśmy.
w końcu mężczyzna wyszedł, poprosił nas z powrotem do gabinetu. cały czas trzymałam go na rękach.
okazało się, że kleszcz przeniósł Kazanowi chorobę - babeszjozę.
chorobę, która prowadzi do śmierci, jeśli jest rozpoznana zbyt późno.
chorobę, która rozpieprza zwierzęciu nerki i wątrobę.
nawet nie czułam kiedy miękną mi kolana. weterynarz powiedział, że mu przykro i że zrobi co w jego mocy.
wróciliśmy do domu.
Kazan znosi chorobę dzielnie.
chociaż nie jest w stanie nic zjeść.
pomimo gorączki w wysokości 40 stopni.
pomimo, że ciężko mu się oddycha.
pomimo, że ma trudności z oddawaniem moczu.
teraz zostało mi tylko czekać..
uda się albo nie..
przysięgam ci tato.. jeśli on nie przeżyje, już nigdy więcej mnie tu nie zobaczysz.