descendit ad inferos.
"wielu też ludzi tam schodziło i nie wracało"
Dotknąwsze prawdziwego bólu już nigdy nie powtórzy, że brak alpen gold truskawkowej w sklepie jest końcem świata, bo nie jest. Ani, że moment, w którym uświadomi sobie, że kolejny gach, z którym się koleguje to cieć jest dramatem, bo to nie dramat, nawet w 5% nie.
I nigdy więcej paranoicznie nie pomyśli sobie, że nie ma znajomych, że ktoś jej nie lubi, bo nie powiedział jej cześć, albo nie skomentował wpisu na fejsie. Bo to w ogóle nie prawda. Bo dali mi naprawdę dużo miłości.
Przez ostatnich kilka dni, a raczej przed chwilą w pół-zdaniu lekarki zrozumiałam o co chodzi w tym cholernym życiu.
I że moje chorobliwe ( sic!, to świetne słowo) poczucie obowiązku nie zaprowadzi mnie do nikąd i że to nie studia są najważniejsze, bo wcale nie ma pewności, że coś mi dadzą.
"Już jest lepiej, jeszcze nie dobrze, ale o wiele lepiej. Gdybyś się nie zgodziła na hospitalizacje, to..."
Zdanie urwane w pół.