Zdjęcie ma całe i okrągłe nic wspólnego z tym co pisze albo na odwrót.
Przekopiowane z naszej klasy, wakacyjne, Shi i stymulacja linii papilarnych.
Po 3 miesiącach Marc loguje się i pisze.
Horror.
Nie śpię od 48 godzin, nie jem, zbiłam dwa kubki, oblałam się wrzątkiem i zemdlałam. Niekoniecznie w takiej kolejności. Poza tym wyjebałam ojca z pokoju i dopiekłam mu do żywego, a przynajmniej mam taką nadzieję. Poza tym milczę. Nie mam wyrzutów sumienia. Nie czuję się. Nie płaczę. Z mojego gardła nieustannie wydobywa się ryk krowy chorej na wściekliznę. Moje wszystko wymarło. Sens zagrzebany. Nie wychodzę. W piątek osiemnastka, mam żałobę. Chuj mi z osiemnastki?
Pff. On znów przyszedł, karze mi się ubierać, ścielić łózko, mówi że wyglądam jak trup. Trupa gościu nie widział albo trzeba mu mocniejsze szkła do okularów zakupić. Niech skończy. Niech wszystko się skończy.
Ach tak, osiemnastka. Rockowa i kul, a mnie chce się rzygać.
Wczoraj wymiotowałam pierwszy raz od wieków, ale w gruncie rzeczy moge odpuścić szczegółowe opisy ludziom, którzy tu zajrzą, mimo że nie zajrzą.
Chore.
Jutro poniedziałek. Nie pójdę do szkoły za cholerę. Po moim trupie -.-
Aphi.
Gdy to pisałam, zasnęłąm na klawiaturze.
Sen, sen, sen.
Nie dłuższy nic pięc minut, ale SEN.
Koncert, taniec, Reita.
Reita pasuje tu jak piernik do wiatraka.
Ale Reita jest wszędzie, musi być.
Stłukłam antyramę, jest zły.
Nie wierzę.
Ciagle.