czerwiec 2008
tamten czerwiec, mimo mojej ogromnej niechęci do czerwców, był czerwcem dobrym. kojarzy mi się z ciepłym podmuchem wiatru na szyi i ciągłym przesiadywaniem na melinie. co prawda, w tamtym czerwcu znów się nabałaganiło (jak co roku), ale nie był jakiś koszmar, nie stało się znów nic poważniejszego, jakoś... lekko było, nie? mieliśmy czas.
bieżącego czerwca być może nie powinnam jeszcze oceniać, ale jakoś samo mi się narzuca stwierdzenie, że co roku ktoś złośliwie zrzuca na mnie dwunastomiesięczny zapas okropności i paskudztwa. jedyna dobra myśl - jeden miesiąc się przemęczę, by w pozostałe mieć nieco lżej.
akurat.