Niedzielny wieczór, siędzę sam w chłodnym pokoju, jedynie kubek ciepłej herbaty dodaje otuchy. Niepokoi mnie ten stan, myśli ganiających się po mojej głowie. Wydawało mi się, że jakoś wszystko się układa i szczęście dopisuje. Teraz myślę, że idę do przodu po kruchym lodzie, który nie przestaje pękać. Pod nim widać tylko otchłać, której czerń hipnotyzuje. Przepełnia mnie niepewność, jednocześnie mam dość przemyślanych kroków i chcę rzucić się w wielką niewiadomą...
Patrzę na Ciebie. W sumie to tylko zdjęcie i już nie wiem, czy bardziej kocham Cię w rzeczywistości czy taką jaką jesteś na tej fotografii? Powinienem powiedzieć - trudno. I wszelkie rozważania na ten temat puścić w niepamięć. Jednak wciąż mam ten dylemat...
Denerwuje mnie obiecywanie. Może nie do końca same obietnice ale to co się pózniej z nimi dzieje. Znikają, a z grzeczności się o nich nie przypomina. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby do obietnic nie przywiązywałoby się wielkiej wagi, bo nie obiecuje się czegoś co jest nieosiągalne a to co jest w zasięgu możliwości. Proste...
Dlaczego nie chcesz zrobić kroku?