Pózna godzina, stoję i czekam na pociąg. Powinien przyjechać za 10 minut, więc mam jeszcze troche czasu. Usiadłem na ławce i do głowy przychodzą myśli. Różnorodne, na każdy temat. Przy żadnej nie zatrzymuję się dłużej niż kilka sekund, aż nagle zobaczyłem pewną dziewczynę. Stała sama, jak ja czekała na pociąg. Podszedłem więc do niej.
- Dopiero do domu?
- Niestety, sprawy służbowe.
- Chyba nie lubisz zabierać pracy do domu?
- I tak mam jej pod dostatkiem, gdybym musiała przenieść jeszcze biuro do domu nie miałabym ani chwili dla rodziny.
Rozmowę przerwał nam nadjeżdżający pociąg, zdążyliśmy jeszcze życzyć sobie miłego wieczoru i każde z nas usiadło w innym przedziale.
Siedziałem przy oknie, wpatrując się w znikające miejskie światła. Po chwili widać już było tylko mrok. Słuchałem muzyki i znów do głowy zaczęły zakradać się myśli. Myślałem o szkole, przyszłości, o tym, że nie ma nikogo z kim mógłbym spędzić resztę nocy. Nagle naszła mnie refleksja, że wszystko co robię w życiu jest podpisane samotnością. Wszystkie życiowe sukcesy i porażki przeżywałem samotnie bo nie było przy mnie kochanej osoby. Cóż, może moje życie własnie tak musi wyglądać? Indywidualista, samotnik - choć często to słyszę, to tak naprawdę, nie zdaję sobie sprawy ze znaczenia tych słów. Może nie miałem okazji spróbować żyć z kimś, może nie chciałem? Ale przecież pamiętam jak dziś moje dni podpisane żeńskim imieniem. Wspólne chwile, już tylko jako wspomnienia. Zastanawiam się czy miłość jeszcze nadejdzie czy już minęła...
Po niecałej godzinie dojechłem do mojego miasta. Wysiadając wpadłem na tą samą dziewczynę co na dworcu. Tym razem uraczyliśmy się jedynie uśmiechem - dość wymownym. Spojrzałem jeszcze za nią, lecz już jej nie było. Rozmyślałem jak będzie szczęśliwa gdy po cieżkim dniu w pracy, wejdzie do domu, w drzwiach przywita ją mąż z ukochanym dzieckiem. Razem położą się do łóżka a rano obudzą się obok siebie.
Jakże tęsknię za tym uczuciem...