Gówno znaczymy w tym śmiesznym jak pizda świecie. Za dużo bierzemy na siebie, by później móc sprostać temu wszystkiemu. Dość irracjonalne, jednakże coraz częściej realistyczne, że nie radzimy sobie z problemami. Jest to na tyle uciążliwe, że ta trudna rzeczywistość nie odpuszcza nas ani na jedną chwilę. Bezsenne noce, stres, presja, to wszystko dlatego, że świat rzuca nam kłody pod nogi. Marzy mi sie życie pełne głośnego śmiechu, radosnej twarzy, błysku w oczach, o którym już tak dawno zapomniałam. Za szybko doznałam takich uczuć jak ból i ciepienie. Potrzebuje anonimowości, kogoś lub czegoś co potrafiłoby mi pomóc, komu mogłabym się wygadać... nie przyjacielowi i nie mamie. Brakuje kogoś kto wpsierałby w każdym potrzebnym momencie, nowym tapie życia. Kto ogrzalby zimne od mrozu ręcę. Kto napisałby o 3 w nocy, że mnie kocha, kto relaizowałby ze mną marzenia. Zapmniałam już jak to jest kochać, przede wszystkim oduczyłam się kochać. chce znowu się tego nauczyć.
Ludzie wyssali ze mnie całe szczęście, nie chce nic.
jebana zimnowa depresja. ide do lekarza, żegnam.