Ostatni dzień w roku.
Sylwester zapowiada się o wiele ciekawiej, niż myślałam. W kameralnym gronie przyjaciół, świetna zabawa i jedzonko ^ ^. Bez udawania i bez chlania (to znaczy, kto jak kto...). Już się nie mogę doczekać.
Cieszę się, że za moment zacznie się nowy rok. Zacznę żyć na nowe konto, pociągne dalej tylko te rzeczy, na których mi zależy.
Ten rok jest bardzo trudny do podsumowania, a zresztą fotoblog nie jest do tego dobrym miejscem. Cóż mogę napisać?
Zdarzyło się wiele rzeczy bardzo dobrych, tak jak na przykład cudowna (chociaż krótka) podróż do Londynu uwieczniona na dzisiejszym zdjęciu. Wydaje się, że to było tak dawno, a ledwie niecały rok temu.
Ale były też trudne chwile. Na przykład odejście na Wieczne Zielone Łąki mojego ukochanego towarzysza, z którym przeżyłam 1/3 swojego życia. Bejb, świnka z klasą... Myślę o tym już bez rozpaczy, ale strata wciąż jest bolsena.
Godziłam się i kłóciłam, przeżywałam kryzysy i ekstazy, kończyły się i odnawiały przyjaźnie... Chyba rzeczywiście nie jestem optymistką, skoro najpierw wymieniłam te negatywne rzeczy ;)
To był rok wielkich zmian, ale myślę, że mimo wszystko mogę go zaliczyć do raczej udanych. Jak w sumie każdy. Wnioski? Muszę się przestać przejmować osobami, które na to nie zasługują. Nie cierpieć więcej bez sensu. Nie dzielić włosa na czworo. Nie bać się być sobą i patrzeć na życie z nadzieją i pozytywnym nastawieniem.
Adios, 2010!
Witaj dzidziusiu...