Idąc nocą pustą ulicą, toczę bitwę osobowości. Nie widzę sensu, ale nie mogę się powstrzymać. Muzyka w moich uszach przywołuje uśmiech, a irytacja tym uśmiechem chce wyrwać słuchawki, rozdeptać MP3, zwinąć się w mały bolesny kłębek logiki i krzykiem zagłuszyć myśli. Każdy powiew optymizmu wciska mi w oczy ostry piach. Zapadam się w sobie i gubię w labiryncie neuronów. Ślepa uliczka. Objazdu brak. GPS mówi, że jestem w domu, ale nie poznaję okolicy. Potrzebuję przewodnika, bo zgubiłam się chyba już na dobre.