Spisz. Jedno z moich miejsc na świecie,
w którym czasem i tak nie mogę się już czuć bezpiecznie.
Powoli zaczyna mnie męczyć i chwilami nawet je już unikam.
Dokładnie rok temu, gdy kończyłam 21 lat,
siedziałam w pustym domu, pijąc wino,
zupełnie nieszczęśliwa, cierpiałam z miłości
i z tęsknoty.
Dziś mam żal do siebie tylko o to, że dla
czegoś tak mało wartościowego tak bardzo się męczyłam.
Żal tak duży, że czasem aż mam wyrzuty sumienia,
zamiast puścić w niepamięć to, co było.
Teraz, rok później,
mam już wyższe wykształcenie (no ok, licencjackie),
niesprecyzowane plany na przyszłość (ale mam pomysły!),
całkiem fajną i dobrze płatną pracę (vale, Novotel, dzięki bogom)
perspektywy, które jednak obejmują wszystko, tylko nie moje pasje :(,
rehabilitację przed sobą, studia magistersie, wyprowadzkę i znów kolejną zmianę pracy.
Wzbogadziłam się też o to, co w życiu jest najcenniejsze,
za czym tęskniłam całe życie, kilka razy myśląc już w przeszłości,
że mam to, czego potrzebuję.
Oczywiście myliłam się, bo prawdziwa, jedyna i szczera Miłość dopiero nadeszła.
Teraz mam swojego najwierniejszego i najcenniejszego Przyjaciela,
Kogoś, dla kogo i dzięki komu się zmieniam na lepsze, codziennie się
spełniam i staram być coraz lepszą wersją siebie.
Bo mam dla kogo.
Nawet nauczyłam się gotować i robię to z miłością <3
Z większa, niż trenuję, czy trzymam dietę. xd
Dziękuję, bo choć to teraz niecały rok, jestem ogromnie wdzięczna
że Cię mam.
Kocham Cię :)