Stary dość rysunek
-Jak ja nie lubie ludzi... Są denerwujący i męczący
-Dzisiaj mówisz to co pare minut
-Bo to prawda
-Irytują cie aż tak?
-Mam powtórzyć?
-Nie. Ale skoro ich nie lubisz to czemu tak chciałaś przyjść do ich świata?
-Właśnie z tego powodu
-...
---------------------------------------------------
Jak nigdy popieram swoją twórczość... Nawet jeśli sama jestem człowiekiem
to nic nie zmienia, bo ludzie są źli z natury i basta. Możnaby powiedzieć,
że skoro nie lubie ludzi to nie lubie też siebie. Możliwe, że tak jest, ale najwyraźniej
tego nie dostrzegam, a znając mnie jeszcze nie raz pogląd mi się zmieni...
W tej jednak chwili nie lubie ludzi... przynajmniej póki moja rodzina się nie
ogarnie wreszcie i nie przestanie się nawzajem drzeć na siebie...
Już nie moge tego słuchać... Ciągłe krzyki, dzień w dzień... do tego ta wiecznie nienawidząca się rodzina nie wiadomo za co. Oni chyba sami nie wiedzą albo nie pamiętają za co tak bardzo się nienawidzą. Ale, ale! Kto na tym cierpi najbardziej? Do cholery jasnej, my! Potomstwo, bo któż by inny? Przez ich cholerne, ciągłe kłótnie nawet my nie wiemy czy dalej chcemy siebie znać... całkowita głupota! Jak sobie przypomne lata, gdy jeszcze 'dwór' był dla mnie 'labłem' wszystko było inne. Ja sama z kuzynką widziałyśmy się codziennie, cieszac się z każdej chwili spędzonej razem, a teraz co? Nic. Wszystko zniknęło. Nie była ona tak odporna jak ja na gadanie swojej części rodziny i powoli zaczęła zachowywać się jak oni... Najbardziej bolesne jest to, że żyłyśmy razem, wychowywałyśmy się praktycznie pod jednym dachem, a teraz nawet jeśli przyjedzie na góre do dziadków to nigdy nie wejdzie. Nie odwiedzi ani nawet nie przywita się. Tak, jakby te lata nigdy nie istaniały. Nawet jak przez przypadek znalazłyśmy się w tej samej szkole, na innych kierunkach, ale na przerwach spokojnie mogłyśmy się widywać to ten stan potrwał tylko przez pierwszy miesiąc.
Nie chce od niej niewiadomo czego, ale mogłoby jej choć troche zależeć na rodzinie... Tak naprawdę może tęskie za tamtymi beztroskimi latami. Gdy wszyscy byliśmy razem i żadno z nas nie życzyło źle drugiemu. Teraz to już niemożliwe... Choć mi samej ciężko jest się do tego przyznać to sama zaczynam widzieć wszystko tak jak nasze rodziny. Swoimi kłótniami odebrali nam wszystko. Nic tego nie zmieni. Dlatego niedługo zaczniemy się nienawidzić tak jak oni... Przynajmniej Alex już zaczyna patrzec ich oczami na świat. Może dlatego jest ciągle nieszczęśliwa. W każdym razie nie daje sobie pomóc. Zostały mi ostatnie dwie kuzynki w odpowiednim wieku by rozumeić sytuacje. Jedna przejrzała na oczy i widząc to wszystko wrecz odcięła się od tamtej... heh, teraz mówie 'tamtej', ale to moja rodzina od strony matki i niestety zawsze nią pozostanie... odcięła się od tamtej rodziny i co? Jest szczęśliwa jak nigdy. Jak ją ostatnio widziałam naprawdę widać było, że jedyne zmartwienie to praca, która dla każdego nie jest na pewno taka łatwa. A co z drugą? Zobaczymy. Okaże się. Ona nie wychowywała się z nami, nie w tej rodzinie. Na jej szczęście.
Mieszka niedaleko nas dopiero dwa lata i jeszcze nie rozumei konfliktu jaki jest w tej rodzinie... dlatego nie jest po zadnej stronie. Lepiej dla niej. Nie to, żeby moja rodzina od strony ojca była niesamowicie czysta. Też są akcje, w których nawet siostra bratu próbuje pokazać, że jest lepsza, ale nigdy nie doszło do tego by się nawzajem nienawidzili i wrecz przestali odzywac do siebie.
------------------------------------------------------
Po co ja to wszystko mówie? By się wreszcie do cholery wygadać. Aktualnie w tej chwili nie mam
przy sobie nikogo by mu tym życie zatrówać, a tak to co teraz tutaj napisze bedzie sobie leżało i się
wyswietlało. Ktoś przeczyta to ok, a jak nie to nie będe nad tym płakać. Ważne, że mi to pomogło.
Choć w takich chwilach mało co pomaga. Pewnie jutro będę czytać to wszystko co napisałam jeszcze
raz i to z niedowierzaniem, że aż tyle napisałam. Rzadko się, aż tak rozwodze, ale czasem trzeba.
Touhou - PRIERE
http://www.youtube.com/watch?v=uioxup9uEXA&feature=related