Bylam na dobrej drodze obojetnosci do Pana X , do momentu spotkania , niefortunnego spotkania, ktore kosztowalo mnie wiecej emocji niz moment w ktorym doszlo do mnie ze on juz nie jest moj. Slabo, bardzo slabo. Ale najgorszy jest fakt, ze podswiadomie bardzo chcialam z nim wszystko wyjasnic i postarac sie z calych sil zeby bylo dobrze, bo w koncu ciezko darowac jest sie kogos z kim ma sie jakies wspomnienia... Ake czy warto wchodzic dwa razy do tej samej rzeki? No, chociaz powiadaja, ze ta rzeka juz nigdy nie jest taka sama... Ale czy kazda, w koncu zaden czlowiek nie chce sie sparzyc, bo nikt niechce od nowa zaczynac i na nowo zapominac. Bo w koncu szkoda zycia na rozpamietywanie czegos co i tak niemialo szans.