Nareszcie udało mi się troszke poskakać na Promyczkowym :)
Nic wysokiego, same pierdki tak jak trener sobie zażyczył :p :) Jestem natomiast prze-dumna z tego jak się chłopak dawał prowadzić między skokami. Do tej pory zawsze straszliwie się podniecał skakaniem i co przeszkoda było coraz szybciej i coraz sztywniej. Oczywiście nigdy nie zrzucał ani nie wyłamywał ale ciasne zakręty albo ciasne linie można było soie włożyć między bajki. Aż do ostatniego treningu- cały czas luźniutki i na kontakcie, ustawiony w galopie ładnie w dole, czekający na mnie z odskokiem, nie urywający fuli nigdzie (do tej pory jego ulubionym patentem były decyzje że skoro nie pasuje to najlepiej oderwijmy się 3m przed przeszkodą i lećmy). Tym bardziej mnie to zaskoczyło że zaczynało sie już ściemniać, była pora karmienia (stajenny w tym samym czasie sypał owies wiec Promyk słyszał swoich kumpli rżących do żarcia) a prawie wszystkie przeszkody stały z górki i do wyjścia. I mimo wszystko chłopak zapanował nad sobą :) Kooooooocham :*:*