Druga salwa aplauzu wędruje do głównego (co by nei powiedzieć jedynego) sponsora naszego małego cyrku, a mojego taty- Andrzeja Kubika. Gdyby nie to że 4 lata temu podjął odważną decyzję o zakupie tonącej wtedy w błocie stajni (historia o zakupie stajni kiedy indziej :) ) nie było by teraz Fiesty (nazwa powstała dopiero po zakupie ośrodka), naszych prywatnych rumaków, trenera na stajni, drogi dojazadowej, hali i wielu wielu rzeczy które zmieniły się podczas ostatnich 4 lat...
Andrzej poświęca swojej pasji każdą wolną chwilę- problem w tym że tych chwil wolnych jest niewiele... Od poniedizałku do piątku pracuje w Rzeszowie i przez ten okres stajnią zarządza "przez telefon". Natomiast weekendami wreszcie może rzucić się w wir zadań osobiście. To wtedy dopadają go wyzwania czekające na jego przyjazd przez cały tydzień. Głównie są to strategiczne decyzje do podjęcia (wyznaczanie wybiegów, rozmieszczenie elektryzatorów, grafik nawożenia pól, podział zadań na najbliższy tydzień), zadania wymagające dużego auta i przyczepy (przywożenie owsa, drewna, innych materiałów budowlanych), komunikacja z pracownikami (upewnienie się że wiedzą jakie inwestycje/budowy planowane są na najbliższy tydzień) oraz rekreacja. Z racji ograniczeń czasowych oraz (przede wszystkim) braku ludzi w ciągu tygodnia rekreacja prowadzona jest u nas tylko weekendami (a częściej: tylko w niedziele) przez mojego tate wspomaganego naszymi dzielnymi luzaczkami (o nich w następnym odcinku :) ).
W dni kiedy jest na stajni, Andrzej uwielbia również bawić się w majsterkowicza, szczególnie jeśli drobne prace naprawcze mają coś wspólnego z drewnem- wiercenie, cięcie i heblowanie drewna to jego ulubione zajęcia (co widać na pierwszym zdjęciu) :).
Jego ostatnim, ale chyba najbardziej uciążliwym zadaniem jest opieka nad końmi w niedzielę, kiedy p.Edek (stajenny z poprzedniego odcinka) ma wolne. Własciwie nie tyle opieka nad futrzakami jest uciążliwa a poranne karmienie w niedzielę. I mimo ze Andrzej zawsze rusza do stajni z uśmiechem i uparcie twierdzi że "jemu naprawdę się to podoba" to chyba nikt przy zdrowych zmysłach nie lubi wstawać w niedzielę o 6 rano (szczególnie zimą kiedy jeszcze jest ciemno, sypie śnieg/leje a droga na stajnie jest nieprzejezdna więc ostatni kilometr trzeba iść pieszo a konie poić z wiadra bo poidła zamarzły) szczególnie jeśli przez kolejne 5 dni w tygodniu śpi się po 3 godz dziennie.
I właśnie za to samozaparcie mimo częstego wiatru w oczy i niepowodzeń, za niezmienną miłość do koni i pasję do rozwijania Rancha oraz za inwestowanie każdej zarobionej złotówki w tą naszę "studnię bez dna" (proces zwany również "topieniem dularów w błocie Malińskim", ('Brody-Malina' to nazwa dzielnicy Kłobucka w ktorej znajduje się stajnia) Andrzejowi bardzo bardz bardzo DZIĘ-KU-JE-MY