Zbliża się nieubłaganie. A ja błagam, żeby trzymał się ode mnie z daleka, bo już nie chcę. Chciałabym móc wpuścić psa do pokoju, niech poleży ze mną na łóżku. Pogłaszczę go i udam, że to garstka słowa na em, które wywołuje u mnie odruch wymiotny. Czuję się w jakiś sposób żałosna, kiedy siedzę zamknięta w czterech ścianach. Tłumaczę sobie, że to nie jest strach, bo nieodwaga lepiej brzmi. Zostaję tu i już, dobrze mi. Z drugiej strony chyba chcę wyjść do ludzi i poznać kogokolwiek, bo strasznie zazdroszczę. Chcę umieć rozmawiać. I dać w twarz, z całej siły naprawdę. Jest we mnie szczypta goryczy, która domaga się zadośćuczynienia. Oko za oko, czy coś. Mam wielki żal, wypisuję codziennie te same słowa w notatniku. Właściwie, możnaby było użyć funkcji kopiuj/wklej. Z drugiej strony tak to chyba działa, bo w pewien sposób i ja jestem szczęśliwsza. Nie, wcale nie jestem. Hipokryzja. Chciałam wtedy powiedzieć co innego, bo wcale nie jest mi przykro.
Moon river, wider than a mile
I'm crossin' you in style some day