-Nic do stracenia to maja bażanty- warczał jak pies ze wścieklizną. Aż na czoło spadał mu słomkowy kapelusz, który nosił w słoneczne dni. Czasami nawet udawał ponad wszelką wątpliwość w osnowie wszelkiej tajemnicy, że jest oto on braciszkiem bożym jednym z tych wesołych włóczęgów, których istnienia nie można skreślać. Teraz jednak był dyszącą nienawiścią kratką ściekową czerpiąc z głębiny żołądka napar z żółci .
-Czyste szaleństwo, brak słów-. Pojednawczo przytakiwał rozmówca, bez kapelusza , ale za to z pokaźną łysiną. W ZPMSie, się wystawiał na coraz to liczniejsze kpiny serwowane mu przez współ pokutników pracujących w zakładzie produkcji maszyn stalowych. Stary dobry zakład o niereglamentowanej złośliwości.
Ale co wzburzyło tak pana w słomkowym kapeluszu, który teraz pławił się w wrzącym jeziorze wszelkiego językowego plugastwa, co niewątpliwie redukowało jego chęc masowego mordu lub przynajmniej zmiany mentalności całego narodu, dokonanej jednorazowym samo podpaleniem się przed PKiN&
Dalej już nie słuchałem połączony hiperłączem z druga czasu pętlą. Trzeba coś zjeść ,oddać hołd konsumpcjonizmowi , może kupić książkę z przerwanej kolekcji Hrabala trochę pooddychać zmieść całe miasto stumetrowymi ramionami, napić się kawy i powoli zasypiać.
Według wszelkiej mi znanej wiedzy stwierdzam ,że nasze społeczeństwo rozpada się na kawałki -troche przydługie straszyło hasło, trochę przydługie ,aby być chwytliwe. Minimalizm trzech słów które dzięki swojemu kręgosłupowi zdobyły miejsce w historii .Takie słynne alea iacta est tak pasujące do czasu miejsca i osoby.
-Hiperłącze szarpie klecha, strunami trzęsie groźnie pohukuje na rzeczywistość .-mijam zakamuflowany męski głos ,zasłyszany podczas wczorajszej przechadzki przez park.zdaje relacje i łamie sobie twarz tak prywatnie. Twarz przywykłą do hardości i nieomylnej trwałości jakby wyrytą w skale. Kończy ,gdy nagle z wielkim hałasem co straszy szyby w miejskiej kamienicy nadlatuje, nie, kołuje Jefferson airplane , ciężko wzdycham i siadam na swojej dobrze znanej mi krawedzi planety.
Wydajesz się za mąż,
Przemiana wielka ze storczyka,
W paprotke parapetowa śpiewaczkę.
Wydajesz się podobna.
Wydajesz się ,tyranią złych ludzi.
Do której się budzi i w trudzie łudzi
Pana Naszego pułku przezwanego Dobrym Pasterzem.
Może też jesteś,
Choć to faktu zgrubienie.