Jakoś długo się zbierałam, żeby coś tu napisać no bo w końcu kogo obchodzi moje życie prywatne, ale chyba zdałam sobie sprawę, że nikogo to nie obchodzi, więc napiszę tutaj co mi od jakiegoś czasu na wątrobie i może trochę na serduchu leży. Ogólnie rzecz biorąc jestem w klasie maturalnej. Tak stres jest i to już jest. Jestem osobą leniwą więc możecie sobie wyobrazić co przeżywam. Walka o to, żeby usiąść coś zrobic, popracować, a i tak potem okazuje się, że robię to nie dość dobrze, albo nie tak jak powinnam. To mnie wcale nie motywuje, ale wręcz przeciwnie- załamuje. Boję się trochę, że zawiodę sama siebie. Drugą sprawą jest stajnia. Ponieważ próbuję coś zrobić w kierunku matury, nie mam czasu na stajnię(tą moją ukochaną), ale to chyba tylko przykrywka. Ukochana stajnia nie jest już miejscem gdzie przyjeżdżałam bo kochałam te konie i uwielbiałam jeździć na nich. Teraz nawet nie chce mi się ruszyć tam tyłka.Jeżdżę w innej stajni, ale tylko jeżdżę. Boje się zaangażować(plus nie mam oczywiście czasu -.-), boję się oczekiwać czegoś więcej, bo nie chce się znowu zawieść. Zrozumiałam, że moja była stajnia nie jest tą, którą szukam. Zrozumiałam, że nawet konie rekreacyjne mogą być dobrze zajeżdżone i mogą chodzić prawidłowo pod siodłem, trzeba tylko tego chcieć. Chce się tego uczyć, ale podchodzę do tego z dystansem. Nie mogę powiedzieć, że żałuje, że trafiłam do mojej byłej stajni bo od każdego zwierzęcia i człowieka można się czegoś nauczyć. Chcę tylko powiedzieć, że bardzo cierpię z powodu stajni, która była dla mnie jak dom, a teraz zgaduję, ale myślę, że to prawda, że nikt tam za mną nie tęskni, nikt nie oczekuje, życie toczy się dalej. Tego się obawiałam i tak się stało. Jest to dla mnie bardzo trudny okres w moim życiu i uwierzcie mi jest mi bardzo cięzko bo nawet nie mogę o tym porozmawiać z nikim bliskim, piszę to tutaj. Chyba mi trochę ulżyło. Dobranoc :)