Wrzesień czas ruszyć dupę i popierdalać do szkoły
a w niej usłyszeć, że ma się kutasa na głowie.
Czarnej mszy nie odprawię, nie potnę się też żyletką, nie mam w głowie kredek
ale chęć zmiany swojego życia jest zbyt kusząca.
Nasuwa mi się jedno pytanie: jak niby polepszyć to co już gorsze nie może być?
Odwalanie fuszerki - może jedynie zniszczyć marzenia o przyszłym życiu zawodowym.
Na ciekawe życie "erotyczne" nie liczę - znając moje szczęście będę sama
ciągle jestem sama, brak pewności siebie i tchórzostwo to niesympatyczna mieszanka.
Działając czy też nie - mogę coś zmienić?
Rutyna to szkoła, to dom, to JA.