Gdzie lasy poddane swemu Panu jak słudzy,
Gdzie wody są wezbrane bez sztormu i burzy,
Gdzie zwierz na polanie bez zgody się nie ruszy,
Tam Jego zwyczaje i wyrok być musi.
Kim że władca Mazur i jak stał się tam Bogiem,
On dla wszystkich za wzór, on wieszczem, on prorokiem,
Nie groźny mu zarzut... Zrobię, co zrobić mogę,
Nie tracąc już czasu, sobie, Tobie, Wam opowiem.
Początek miał miejsce, tam gdzie też i koniec,
Mazury najświętsze to ich rodowy kojec,
Z Krystyny dziecię, Piotra duma i potomiec,
Po matce to mędrzec, z imienia tak jak ojciec.
Wieść o narodzinach poszła po świecie wielkim,
Toż to Piotr ma syna po wielu latach męki.
Coś kończy się...finał... Nie pomogą już leki...
..a coś się zaczyna... słychać pogrzebu dźwięki...
Tak radość i smutek spotykają się w parze,
I żałobną nutę słuchają smutne twarze...
Żegnają się z królem, lecz pozostawił w darze,
Swe dziecię malutkie co cieszyć im się każe.