od dziecka obawiałam się mówić o szczęściu.
miałam poczucie, jakby było bańką mydlaną,
która na jakiekolwiek słowo pęknie.
na pytanie - co u ciebie praktycznie zawsze
odpowiadałam - nieźle. nawet jeśli było dobrze,
wolałam zostawić trochę 'na zapas'.
a wszystko to z obawy, że ja tylko się odwrócę,
coś wywoła płacz albo smutek.
do dziś to chodzi za mną. nie rozumiem..
może tak po prostu mam.
na te wakacje postanowiłam sobie
przystopować z planowanie. tym konkretnym,
z wyprzedzeniem czasu. nie mówie o marzeniach,
z nich nie jestem chyba w stanie zrezygnować.
to kwestia daty, godziny, miejsca, osób.
uczysz mnie, że nie warto wybiegać w przyszłość,
bo najzwyczajniej w świecie nie wyjdzie.
masz rację.. do skorygowania we mnie bezwątpienia.
mimo wszystko z utęsknieniem czekam na noc
u panny żabińskiej z wami, maleństwa.
na chwilę obecną chowam się po kołdrę z pachnidłem.
dobranoc, pchły na noc. :)