[i]Po dywanie z mchów zrudziałych cicho stąpa jesień
I szeleszcząc po kolana w złotych liściach brodzi
Na ramionach nić pajęczą wiatr nosi po lesie
Lato szlakiem ptasich kluczy powoli odchodzi
Blady świt w mgliste kożuchy ubiera polany
Chmur tabuny pędza spięte ostrogami wiatru
Heliosowy rydwan ugrzązł w polu zaoranym
Już ostatni koncert świerszczy płynie z gór
Pierwszy mróz, już lodem skuty moczar
Pierwszy mróz - zamarzły łzy w mych oczach
Cóż mi z tego, że wszystko chwilowe jak kwiat
Który słońca łyk otrzymał na jesienną porę
Cóż mi po tym, że rok ten pełen pięknych dat
Gdy wraz z ziemią zamarznę w grudniu przed wieczorem
Kto ze mną na spacer pójdzie w środku nocy
Kto słowo zamieni czasem po południu
Kto mnie dziś zapewni patrząc prosto w oczy
Że przynajmniej pamięć... nie zamarznie w grudniu...[/i]
(Pelton - Obawy przed końcem roku)