Czasami w życiu trzeba podjąć pewne decyzje żeby się uwolnić od tego co niszczy wewnętrznie. Są tego typu historie z serii "jeśli wejdziesz między wrony, musisz krakać jak i one", ale nie w moim wypadku :). Widzisz u mnie w życiu było dużo bardzo złych chwil, złych momentów, złych ludzi... powiedzmy, że złe chwile i momenty były wynikiem przebywania z niektórymi ludźmi, doszło do selekcji i zostali lojalni na których można było polegać, pozbyłem się ludzi których zachowania, postępowanie negatywnie wpływało na mnie, zwłaszcza pozbyłem się tych którzy w momentach gdy było źle dolewali gołdy zamiast pomóc się ogarnąć, ewidentnie zamiast się rozwijać stałem cały czas na tym samym poziomie. W którymś momencie na horyzoncie pojawiła się jedna osoba dla której... a właściwie z jej powodu musiałem się ogarnąć, nie zmienić. Ona budowała we mnie poczucie tego, że już czas porzucić pewne zachowania. Poczułem, że jest ważniejsza od kumpli i tego żeby się porobić w piątek. Nie spodziewałem się, że Kobieta aż tak potrafi zmienić człowieka. Autentycznie wolałem "przyjaźń" i chodzenie na spacery niż siedzenie z kumplami pod blokiem albo wożenie ich po "bałaganach". Reakcja pewnych ludzi oczywista, bo jak tak można. Jeden "związek" rozwaliłem sobie z powodu bardzo dobrego doradcy który wjechał mi na kacu bardzo mocno na głowę a potem ćwiknął mi Kobiete. Jakoś nigdy nie kręciło mnie latanie i wyrywanie lasek na jedną noc, tak samo zawsze nie miałem szacunku do "ziomków" którzy potrafili być w związkach i doprowadzać do sytuacji z innymi... są pewne zasady których się w moim towarzystwie nie łamie, bo wypada się z towarzystwa i wchodzi na ścieżkę wojenną. Może to kwestia tego, że zawsze miałem więcej koleżanek a potem musiałem doprowadzać do pionu ich "chłopaków" bo obok Mężczyzn nie stali. Nauczony doświadczeniami przed tym jak chciałem "wejść" w związek było to żeby stać się kimś nad :) kimś kto nie będzie popełniać błędów i będzie a nie będzie bywał. Trzeba było w 100% poświęcić się w budowanie samego siebie, pozamykać stare niedokończone i niewyjaśnione sprawy, a jednocześnie utrzymywać i poprawiać pojęcie "przyjaźń damsko-męska" efekt? koledzy poszli w odstawkę, bo nie picie alkoholu i ciągłe wyczekiwanie momentu żeby pójść na spacer otworzyło bardzo mocno oczy i dostrzegłem, że zamiast iść do przodu dalej "stoją pod tym samym trzepakiem" od ponad roku, poprawił mi się bardzo węch bo zamiast woni alkoholu i papierosów wolałem zapach damskich perfum w moim samochodzie, rozmawianie i poznawanie siebie:). Ile zajęło mi ogarnięcie głowy i otworzenie się na nowe sytuacje? prawie rok... czy długo? nie. Wyjaśniliśmy sobie i poznaliśmy się bardzo dobrze, efekt? Nigdy nie ukrywałem, że mam straszną słabość do osób które wnoszą coś do mojego życia, którzy swoją obecnością powodują nie to że spadam w dół ale idę wyżej i wyżej, a to że zamieniłem naćpanych ziomków na "inteligentne" towarzystwo przybliżało mnie do... no tak do tego, że w którymś momencie pojawiają się uczucia :). Początki związków są zawsze cudowne co nie? bardziej cudowne rzeczy się dzieją kiedy ludzie którzy od dłuższego czasu coś do siebie czują nie są w związku, nie ma żadnego napięcia, że sie jest w związku a z drugiej strony zaczynasz unikać pewnych rzeczy bo nie chcesz czegoś odwalić. Najbardziej cudowny moment jest wtedy kiedy oboje nie wytrzymujecie po pół roku "przyjaźni" i zaczynacie się przytulać, chodzić za ręce na spacery, patrzeć sobie w oczy coraz częściej, aż przychodzi moment kiedy z tego patrzenia wasz wzrok nie potrafi się oderwać... tak przychodzi ten moment kiedy wasze twarze zbliżają się coraz bliżej i bliżej żeby nie patrzeć na nic innego. Patrzycie sobie na usta i oczy aż przychodzi sytuacja szybsza niż mrugnięcie... zamykacie oczy i zaczynacie się całować... półroczne napięcie powoduje to, że całujecie się ponad godzine i nie możecie się od siebie odkleić... ale czy to zwiastuje związek? po części tak. Bycie kimś nad sprawiło bardzo wiele pozytywnych rzeczy, mogłem być nad tym wszystkim co było, przejść dalej, nie stać w miejscu, uprzedzić pewne zdarzenia, przewidzieć jakie efekty to wszystko przyniesie :) związku nie buduje się w momencie rzucenia "chcesz zostać..." związek to przyjaźń i powierzenie komuś siebie teraz i swojego bagażu doświadczeń z wczoraj, co za tym idzie najpierw musiałem poznać z czym się mierze ale i druga strona musiała poznać z czym się będzie mierzyć za każdym razem. Musicie poznać swoje demony i dobrze by było gdyby mogły się zaprzyjaźnić ze sobą i odejść, dlatego tak długo to trwało. Jak wspomniałem musiałem się ogarnąć, stać się kimś lepszym dla samego siebie i nie zabijać się wewnętrznie... skończyło się na rzuceniu palenia i zaprzestaniu picia alkoholu. To ile energi dodało mi walczenie z samym sobą najlepiej pokazały studia i ludzie którzy mimo tego, że nie miałem nikogo dostrzegali we mnie coś czego nie miałem wcześniej, uporałem się z przeszłością która została wyrwana jak kartka z pamiętnika, i ze spokojną głową i na trzeźwo byłem gotowy. Każda decyzja musiała być od tego momentu przemyślana, z mojej strony żadne słowo nie było puste i miało pokrycie... trochę to odważne jak na 21 lat co? to dodaj do tego fakt, że potrafiłem w tej euforii miłosnej trzeźwo myśleć... na tyle trzeźwo by przedyskutować wiele kwestii przed byciem w związku, by nie było niedopowiedzeń. To do jakiego stopnia byłem szczęśliwy i zakochany może wskazywać moja waga która spadła o ponad 8kg xd człowiek nie myślał o jedzeniu i żywił się miłością. Oczywiście zaraz ktoś stwierdzi, że zauroczenie mija i trzeba żyć potem ze sobą i będzie miał racje. Moim największym demonem którego udało mi się przegonić była przeszłość i mam tu na myśli nie tylko to co się działo ale i ludzi. Są takie wspomnienia których jest się ciężko pozbyć, ale jeszcze trudniej jest się pozbyć obietnic które się komuś dało... zwłaszcza obietnic związanych ze związkiem. Obiecałem kiedyś jednej Pannie, że nie zachowam się wobec niej źle i że może na mnie liczyć, co poszło nie tak? dopadł mnie demon przeszłości... bo one w którymś momencie łączą siły i tworzą jedność :) Takiego czegoś się nie spodziewał nikt, ale tego demona musiał wywołać mój koleżka który chyba wtedy musiał studiować czarną magię... wiedział gdzie uderzyć i jak żeby sprawić ból a jednocześnie z właściwych torów przekierować mnie na zwrotnice... a przy okazji odciął mi wagony z moimi doświadczeniami i wspomnieniami przekierowując je w strone tej Dziewczyny... piękna to była katastrofa w ruchu lądowym niewątpliwie, złamał jedną z podstawowych zasad którą po części złamałem Ja... "Nie bierz się za coś za co zabrał się twój kumpel" dlaczego złamałem Ją po części a on w całości? Ja złamałem ją dlatego, że on będąc z jedną dziewczyną podrywał drugą i to przez jeden dzień, więc w tym wypadku skoro odpuścił po jednym dniu a dodatkowo zdenerwował mnie faktem lecenia na dwa fronty doszedłem do wniosku, że skoro przez tydzień nie zgłasza się po zgubę to można się nią zaopiekować bo pierwszej nie odpuścił... zaopiekowałem się na dosyć długo do póki nie wywołał demona i nie zabrał w krótkim czasie mi uczuć które się budowały, a wrzucił kmine która wywaliła mnie z butów. Co to ma wspólnego ze sobą? Otóż osoba przez którą zacząłem się odżywiać "energią kosmiczną" była kiedyś z jednym z moich hmm... nawet bym nie nazwał tego osobnika kolegą bardziej wrogiem :) tak wrogiem... co za tym idzie była to nie komfortowa sytuacja dla mnie bo chcąc niechcąc miałem w pamięci pewne zdarzenia... na szczęście przekształciłem to bardziej w uczucie zemsty na nim... xD. No dobra bo odwlekałem pewne kwestie dosyć długo a trzeba przejść do sedna. Nigdy nie powiedziałbym, że będę potrafił być szczęśliwy i dodatkowo znaleźć sobie ideał w którym nic nie trzeba zmieniać, pakiet idealny ! mózg jest, ambicje są, i garść cech zewnętrznych które idealnie wpasowują się w gust. Czy coś mogło pójść nie tak? owszem i poszło. Życiowych weryfikacji było mnóstwo przez ten okres. O ile na początku związku wszystko szło po myśli, obietnice miały pokrycie każdy z nas był szczęśliwy z obecności w życiu drugiej osoby to zaczęły się pojawiać rzeczy z którymi trzeba było walczyć już po 7 miesiącach. To była przeszłość która pukała do drzwi ale nie bezpośrednio a przez swoich wysłanników głoszących zasłyszane proroctwa. czy miały one pokrycie? nie, były to tylko i wyłącznie zmienione wersje pewnych historii przełożone na czyjąś korzyść oczywiście bez dowodów :) bo dowody przedstawiłem Ja. Doszło jeszcze sporo innych kwestii które nie były dogadane na początku związku no ale cóż... nie wszystko można przewidzieć i nie wszystko można ustalać tak na wstępie historii. Dla mnie jeżeli komuś coś obiecam to jest to święte, jeśli mówie komuś, że coś jest dla mnie ważne to musi tego przestrzegać... czy tak było? powiedzmy, że tak i to nawet przez długi czas udawało się pewne kwestie trzymać w ryzach ale nie za darmo... sinusoida wzlotów i upadków to mało powiedziane... Z tego co było na początku z każdym etapem w którym ja chciałem iść wyżej i wyżej zostawało mniej i mniej... raptem na ideale zaczęły pojawiać się mikro rysy... Mnie to wszystko uskrzydlało, pomagało się wspinać na góre a ktoś pozbywał się z siebie stopniowo wszystkich cech które cie trzymały przy tym... z założenia nikt nie chce mieć pseudonimu "Milka" a dlaczego? bo nikt nie chce być dojony z emocji. C.D.N...
25 CZERWCA 2025
21 CZERWCA 2025
17 CZERWCA 2025
11 CZERWCA 2025
8 CZERWCA 2025
5 CZERWCA 2025
30 MAJA 2025
10 MAJA 2025
Wszystkie wpisy