No wyobraźcie sobie, że wbrew tradycji bilety były! A wejściówki - umówmy się - byłyby tańsze... No ale cóż, kultura kosztuje, będziemy oszczędzać przez resztę miesiąca (yyy, znaczy przez 3 tygodnie? matko jedyna!).
Córunia miała bardzo nieprzyjemną niespodziankę, bo siedzi sobie przy stole w kuchni około 18.00, wtranżala jakieś śledzie i zapowiada, że ona o 20.00 ogląda film z Chevy Chase'm. Ha ha. Tu dowiaduje się, że nie bardzo, bo idziemy do teatru.
Ach! Co za piękny wk... znaczy jakie zdenerwowanie :) jakie latanie po mieszkaniu, jakie trzaskanie nieistniejącymi drzwiami (można u nas trzaskać jedynie mentalnie, no albo do łazienki, ale to trzeba iść do łazienki w tym celu, tak?). Ale w pół godziny doszła do siebie i nawet przyodziała się wyjściowo, no bo teatr należy celebrować, tak?
A w trakcie spektaklu śmiała się jak głupia i jak tylko zapaliły się światła, na pytanie "I co, podobało Ci się?", kiwała zawzięcie głową :)
Bachorom trzeba robić na złość, żeby coś z tego życia miały, nie?
Aha, na jaką sztukę, były pytania. Na Ja jestem Żyd z Wesela :)
Co tu dużo mówić, Jerzy Nowak jako Hirsz Singer jest GENIALNY. Jestem pod takim wrażeniem, że postanowiłam przybliżyć Wam dzisiaj historię tego spektaklu.
Był rok 1992. Na scenie Starego Teatru przygotowywano właśnie "Wesele" w reżyserii Andrzeja Wajdy. W postać Żyda wcielał się Jerzy Nowak.
Aktor Tadeusz Malak obserwował go na scenie i przypomniał sobie, że przecież jest taki niewielki tekścik Romana Brandstaettera "Ja jestem Żyd z Wesela". - Pomyślałem, że fajnie by było, gdyby po obejrzeniu "Wesela" widzowie mogli zobaczyć tego samego Żyda, który protestuje przeciwko temu, co pan Wyspiański o nim napisał.
Historię przedstawienia przypomina Magda Huzarska -Szumiec w Gazecie Krakowskiej i to, co niżej, jest skopiowaniem jej tekstu.
Szybko na podstawie opowiadania powstał scenariusz, z którym poszedłem do Andrzeja Wajdy. Poprosiłem go o przeczytanie tekstu, ale on był bardzo zajęty próbami. Jednak obiecał mi, że jak w następnym tygodniu znajdzie czas, to o tym porozmawiamy. Wróciłem do domu, a tu po czterech godzinach dzwoni Wajda i mówi, że to jest świetne i trzeba to robić - wspomina Tadeusz Malak, reżyser przedstawienia i odtwórca roli mecenasa Filipa Waschutza, do którego przychodzi poskarżyć się Żyd z "Wesela".
Nie tylko jego zauroczył tekst Romana Brandstaettera. W swoich "Lekturach nadobowiązkowych" Wisława Szymborska tak o nim pisała: "Jest to troszeczkę śmieszna, choć w zasadzie bardzo smutna opowieść, zasłyszana i z melancholijnym humorem napisana przez Romana Brandstaettera. Jej bohaterem jest Hirsz Singer, karczmarz z Bronowic Małych, który pewnego dnia, nie przeczuwając, co z tego wyniknie, znalazł się wraz z żoną i córką na weselu poety Rydla. No i po kilku miesiącach wynikło. Pan Hirsz, spokojny obywatel i uczciwy kupiec, oraz jego córka Pepa, panienka przyzwoicie wychowana, znaleźli się w literaturze. Taki wstyd, taka obmowa, na cały Kraków, na całą Galicję - za co, dlaczego? I nie dość, że poszkodowany został na kupieckim honorze, jeszcze stracił nazwisko, bo wszyscy zaczęli o nim mówić Żyd z Wesela".
Jednak wtedy do premiery przedstawienia nie doszło. Ówczesny dyrektor Starego Teatru odmówił wystawienia spektaklu, twierdząc, że tekst jest za krótki. - Postanowiłem go poszerzyć i poszukać czegoś w bibliotece, w archiwach. Wtedy zaczęły docierać do mnie sygnały, które zadawały kłam temu, co mówili badacze Wyspiańskiego. Uważali oni bowiem, że Roman Brandstaetter wymyślił sobie całą tę historię. A jak się okazało, wcale tak nie było. Kiedy Brandstaetter podczas wojny trafił do Izraela, w kawiarni poznał mężczyznę, który był owym adwokatem Filipem Waschutzem. Opowiedział mu, jak to go odwiedził taki bidak z Bronowic Małych. Szukając dalej, odnalazłem w archiwach adres kancelarii adwokackiej Artura Benisa, w której pracował Waschutz. Było to już prawie na obrzeżach Krakowa, bo przy ulicy Starowiślnej 4. Dalej, obecną ulicą Dietla, płynęła już rzeka. Odnalazłem także ślady świadczące o rozwodzie pana Hirsza z żoną i o tym, jak trafił on do żydowskiego domu starców - opowiada Tadeusz Malak.
Jutro reszta.
Tym razem prawidłowo odpowiedziała Omeggi na pierwsze pytanie. Co do grania hejnału w radiu z taśmy - hm... nic na ten temat nie wiem, wręcz odwrotnie, Mazan twierdzi, że na jotę się nie odeszło od zasady operacji z 1927 roku!
No właśnie: JAKA JEST PRZEPOWIEDNIA DOTYCZĄCA URZĄDZENIA MARCONIEGO NA WIEŻY MARIACKIEJ?
Inni zdjęcia: ... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24