Yyyy... nadejszła wiekopomna chwila, a ja tradycyjnie nie mam się w co ubrać... jak za godzinę nie spakuję walizki - to już jej chyba w ogóle nie spakuję...Jedyne, czego mam w nadmiarze to parasolki. A jeszcze tydzień temu miałam jedną, trochę wystającą czy to z torebki czy z plecaczka. Udałam się więc do Rossmanna przy Bagateli, coby nabyć jakieś gówienko za 9,90 MALUŚKIE. Zastałam cztery sztuki, każda w innym kolorze tęczy. Najmniej rzucająca się w oczy była parasolka czerwona, więc chwilę pobiłam się z myślami i wzięłam. Potem szłam ul. Sławkowską i odkryłam, że tam też jest Rossmann. Weszłam tylko dla sprawdzenia. Były czarne i granatowe, w dużych ilościach. Znowu pobiłam się z myślami i wzięłam czarną, czerwoną przeznaczając dla Córuni. Jadąc tramwajem próbowałam ją rozłożyć, bo zaczęło padać. Nie trzymała się kupy. Znaczy była w całości, owszem, ale jakby miała tendencję do nieuzasadnionego składania się. Do domu dotarłam podtrzymując ją dwiema rękami. Nazajutrz udałam się ją wymienić na egzemplarz w miarę funkcjonujący. Wchodzę do sklepu i cóż widzą moje zaspane oczy? Same granatowe! Po czarnych ani śladu. Jęknęłam (chyba nie tylko w duszy), zainterpelowana ekspedientka wzruszyła się moją rozpaczą i przyniosła z zaplecza czarne, które komisyjnie przeegzaminowałyśmy z tematu: JAK TRZYMAĆ SIĘ KUPY, z wynikiem pozytywnym.
No, to było w zeszłym tygodniu. Wczoraj wracam z fabryki, a w domu czeka na mnie list od Psiapsióły z Daleka, podejrzanie wypchany. W środku ... malutka, cudniutka, leciutka parasoleczka. SZAFIROWA. Z życzeniami, żeby zdążyła dotrzeć do mnie przed wyjazdem.
:)
A więc:
ILE PARASOLEK MA PRZEWODNICZKA PO KRAKOWIE, Z UWZGLĘDNIENIEM EGZEMPLARZY "TROCHĘ" POPSUTYCH?
No, a żebyście Wy się nie popsuli, zostawiam Was pod szczególną pieczą :) bo i my w Krakowie mamy Wenecję i patronującego jej lwa św. Marka!
Oto dowód. Godło.
Dom Wenecki pod Św. Markiem
Godło znajduje się nad bramą kamienicy narożnej, bardzo szczególnej. Nie z architektury, ot wielka modernistyczna kamienica. Szczególna, bo wzniesiona dla malarza - Piotra Stachiewicza, a mieszkała tu cała kolonia artystyczna: Władysław Żeleński, Antoni Procajłowicz (malarz, uczeń krakowskiej Szkoły Sztuk Pięknych) i Jan Świerczyński. Dziś skupimy się na jednym z nich - Antonim Procajłowiczu.
Jest on autorem secesyjnej polichromii w pewnym kościele poza Krakowem.
No to śmiało:
KTÓRE MIASTO SZCZYCI SIĘ TYM DZIEŁEM? CZYM INSPIROWAŁ SIĘ PROCAJŁOWICZ?
"Zacząłem malować kolegę P., który chorował wówczas - pisze w swych pamiętnikach Wojciech Weiss. - Pozując, siedział z rękoma trzymanymi między nogami. Cień z niego na ścianie podobny był do głowy szkieletu. Kiedy Stanisławski zobaczył ten portret, powiedział: 'No da nam pan tego melancholika na wystawę ŤSztukiť'. I taki tytuł pozostał."
JAKI INNY TYTUŁ NOSI TEN PORTRET?
Procajłowicz był m. in. autorem pewnego szczególnego rodzaju dzieła: tarczy legionowej. Wiązało się to z I wojną światową i Legionami Polskimi. Nie był to pomysł nowy, ale przejęty od armii austro - węgierskiej, która częściową przynajmniej pomoc dla ofiar wojny postanowiła przerzucić na barki społeczeństwa. W związku z tym szczególnie rozpowszechnione przez władze austriackie były uroczystości manifestacyjnego wbijania gwoździ w figury drewnianych rycerzy. Każdy, kto chciał to uczynić, musiał kupić gwóźdź, za który płacił znacznie wyższą cenę od urzędowej. Zebrane w ten sposób fundusze przeznaczano na cele dobroczynne.
W 1915 r. postanowiono zebrać w ten sposób fundusze na rzecz Legionów Polskich, będących formalnie podporządkowanym dowództwu austriackiemu. Wówczas, 16 sierpnia 1915 r., odsłonięto na Rynku Głównym w Krakowie tzw. Kolumnę Legionów zaprojektowaną przez Franciszka Mączyńskiego. Był to okazały, drewniany słup (zwieńczony metalowym orłem), do którego obywatele własnoręcznie wbijali gwoździe, płacąc pieniądze na wdowy i sieroty po poległych legionistach oraz na legionistów - rekonwalescentów. Gwoździe były różne, w zależności od sytuacji materialnej ofiarodawcy: od zwykłych żelaznych ćwieków, po srebrne z wygrawerowanymi nazwiskami. Wzorem Krakowa inne miasta także podjęły ten pomysł. Miejscowości zasobniejsze wznosiły właśnie kolumny, inne zaś fundowały tylko drewniane tarcze, uroczyście odsłaniane i zdobione sukcesywnie wykupywanymi gwoździami. Tarcze były zdobione herbami danego miasta, orłami legionowymi, stosownymi napisami.
Zagadka:
W KTÓRYM MUZEUM KRAKOWSKIM ZACHOWAŁY SIĘ TE TARCZE I W JAKIEJ ILOŚCI?
CZY ZACHOWAŁA SIĘ KOLUMNA LEGIONÓW?
Wy tu ładnie poszukajcie odpowiedzi, a ja spitalam :) będę w niedzielę :)
Inni zdjęcia: Ja nacka89cwaMiłego dnia :) halinamBiegus krzywodzioby slaw3001513 akcentova:) patki91gdTajemnica photographymagic:* patki91gdBellusia patki91gdJa nacka89cwa22.6 idgaf94