Ja to już samą siebie biję w głupocie. Najpierw - w niedzielę - naszykowałam sobie karteczkę z wypisanymi numerami zdjęć z Wenecji do zrobienia odbitek, włożyłam ją do kalendarzyka i jadę. W Kodaku wyciągam i he he. Przydałaby się też płytka ze zdjęciami.
Ale to jeszcze nic.
Przypomniałam sobie, że Frau Beate zadała lekturkę jakąś do domu. I jeszcze powiedziała, że sporo tam słówek nowych będzie. Pamiętałam, że coś na MA. Biorę wieczorem podręcznik, sam mi się otwiera za stronie z tekstem WENN MARIA KOMMT. Oki. Ruszam do dzieła, czytam i tylko się dziwię, że coś rzadko potrzebuję słownika. Zrobiłam tak zwaną [i]większą połowę[/i], kiedy sobie przypomniałam.
Taż przeca robili ten tekst, jak ja byłam w Wenecji.
Na dziś jest zadany inny, MIA się nazywa.
No krucafuks! Tyle roboty na nic! a w MII faktycznie trochę słówek jest. To się dopiero nazywa kawał nikomu niepotrzebnej roboty!
No i mamy wtorecek raniutko, nawet mi się pomyśleć nie chce, o czym bym mogła POWAŻNYM napisać... więc proszbardzo, oto jeden ze słynnych lokali w mieście (głównie z nazwy, w końcu jednak JEDENAŚCIE słów to nie w kij dmuchał), a ja tutaj jakieś anegdotki wynajdę.
Posłużę się w tym celu [b][i]Opowieściami z krainy centusiów[/i] Mieczysława Czumy i Leszka Mazana[/b].
Może o AKTORACH?
[b]Dama z brodą[/b]
Anna Dymna często podkreśla, że jej aktorską drogę w szczególny sposób znaczy [i]Wesele[/i]. Zaczęła od roli Zosi w głośnej inscenizacji Lidii Zamkow z roku 1969. A w zrealizowanym na deskach Starego Teatru w 1991 spektaklu Andrzeja Wajdy wcielić się już miała w jedną z głównych postaci dramatu.
- [i]Popatrz, już gram Gospodynię[/i] - mówiła z przejęciem po którymś z przedstawień do Jerzego Bińczyckiego. - [i]Niedługo czas będzie umierać.[/i]
- [i]Nic się nie martw[/i] - pocieszał ją Bińczycki - [i]został ci jeszcze Wernyhora.[/i]
Aby oswoić się z perspektywą noszenia brody i wąsów, artystka nadal przyjmowała zaproszenia na liczne imprezy charytatywne, wszelako pod warunkiem powierzania jej roli św. Mikołaja.
[b]Magnificencja w stroju niedbałym[/b]
Aktor Jan Nowicki rozmawiał z Anną Polony o bliskim awansie ich współnego przyjaciela:
- Slyszałaś, podobno Trela będzie rektorem.
- Dlaczego nie, jak się ubierze...
Toga i gronostaje uczyniły z Jerzego Treli, dotychczasowego entuzjasty dżinsów, sweterków i koszulek polo, najprawdziwiej dostojną Magnificencję.
A kiedy po zaszczytnym wyborze Tomasz Zygadło zaproponował Magnificencji rolę w filmie [i]Sceny dziecięce z życia prowincji[/i], Trela uzależnił przyjęcie roli od możliwości zakupu garniturów, w których przyjdzie mu wystąpić na planie.
[b]Psiekrwie! Mieście grać powinni[/b]
Kiedy Andrzej Wajda rozpoczynał zdjęcia do filmu [i]Wesele[/i], pilnie poszukiwał Stanisława Radwana, który miał być autorem oprawy muzycznej. Wysłał do kompozytora telegram, posługując się tekstem Wyspiańskiego:
[i]Gdzieześ ty się tak uwinął, ledwo drugi dzień wesela, juześ powalony z nóg.[/i]
Wkrótce otrzymał odpowiedź z cytatem z tego samego źródła:
[i]Dejze pokój, cóz ci ta o głupie granie.[/i]
Dajac wyraz swemu zniecierpliwieniu, Wajda podniósł ton:
[i]Psiekrwie! mieście grać powinni.[/i]
A kompozytor, który otrzymał już zaliczkę za muzykę, odpowiedział:
[i]Szóstke-ście dali, juześmy wam przegrali.[/i]
Choć Stanisław Radwan muzykę w końcu skomponował, Wajda do końca produkcji nie mógł wybaczyć Wyspiańskiemu, że w swoim dziele nie wspomniał o niebezpieczeństwie dawania artystom zaliczek.
[b]Pewien nocny spektakl[/b]
Późną nocą 12 grudnia 1981 roku z lokalu SPATIF-u przy pl. Szczepańskim wyszła rozgrzana polityczną dyskusją grupa luminarzy polskiej sceny: Jerzy Bińczycki, Jerzy Trela, Edward Lubaszenko i paru innych. Na widok śmigających wojskowych gazików, rozpędzonych wozów pancernych i uzbrojonych patroli któryś powiedział:
- [i]Patrzcie chłopcy, nowy film kręcą, a myśmy się znów nie załapali.[/i]
Kiedy na drugi dzień zaproponowano im udział w tym filmie, zdecydowanie uznali, że te role są absolutnie nie dla nich.
I jeszcze raz o Dymnej :)
[b]Chrzestna matka kominkowa[/b]
Anna Dymna wszystkie swoje wakacyjne urlopy spędzała kiedyś nieodmiennie pod namiotem w nadbałtyckich Dąbkach. W oddalonych od tej miejscowości o kilka kilometrów Karwińskich Błotach budował swój letni domek zaprzyjaźniony z nią Jerzy Bińczycki. Któregoś dnia "Biniu", starannie uczesany, w odświętnym garniturze, pod krawatem pojawił się z bukietem kwiatów u wejścia do namiotu.
- [i]Chciałbym cię prosić, abyś została matką chrzestną mojego kominka. Gdzie ja znajdę lepsze nazwisko?[/i]
Po spełnieniu tego obowiązku aktorka zdecydowała, że żadne nowe małżeństwo nie odwiedzie jej od nazwiska, o którym wiadomo, że cenią je sobie nie tylko posiadacze pieców i kominków.
No dobra, a teraz zagadka:
[b]DLACZEGÓŻ TO JA TAK O AKTORACH AKURAT TERAZ, POD KONIEC MAJA? CÓŻ TO ZA IMPREZA SIĘ ZBLIŻA?[/b]
[b]CZY BIŃCZYCKI MA W KRAKOWIE POMNIK CZY POPIERSIE?[/b]
PS. Cornflowers i Nata, ofkors.