Głupi to ma zawsze szczęście.
Derechcja okazała wczoraj o 13.00 swoje ludzkie oblicze. Właśnieśmy wyszli z rozmów w zaprzyjaźnionej instytucji, gdy stwierdził, że jest wykończony, i uprzejmie zapytał: - [i]A Ty?[/i]
- [i]Ja też, ja też[/i] - pospieszyłam z odpowiedzią, na co usłyszałam:
- [i]To zamknij wszystko i idź do domu.[/i]
Ha. Dziwne zaiste uczucie tak sobie legalnie wyjść z pracy o tej porze...
Ale przede wszystkim co za wspaniała okazja, żeby odebrać knigę w tajemnicy przed Panem Ochroniarzem i zataszczyć ją do domu! Tak że com się przy tym napociła, to moje, ale za dobre rady w rodzaju [i]na plecach ją przenieś, z garbu się łatwo wytłumaczyć[/i] dziękuję bardzo.
Wiecie, że naprawdę waży tonę? Położyłam ją na biurku, ale chyba zdejmę, bo jeszcze mi się złamie.
A jeszcze zrobiłam piątkowe zakupy, wiec sobie wyobraźcie MATKĘ -POLKĘ.
Przychodzę do domu, zadowolona, że zaskoczę Córunię Bóg wie na czym, a tu Córunia przecież w szkole do 16.:05. Za to Chłop otwiera mi w gaciach! TV na cały regulator, koszulka w kuchni, dżinsy w pokoju Córuni, tylko kochanki w szafie nie było (sprawdziłam!). Normalnie ZGROZA odchodzi w tym domu, jak mnie nie ma!
Dzisiaj też mnie nie będzie, bowiem wybieram się do Bejsc. Albowiem KTO MA BEJSCE, MA DOBRE MIEJSCE!
Nie wiem nic, nie wiem, gdzie ten dworzec PKS Czyżyny, skąd rusza autobus, nie wiem, czy do samych Bejsc mnie dowiezie, wiem jedynie, że JEST UPAŁ (niech go szlag trafi) i że se chyba kupię hulajnogę. No ale jak nie pojadę dziś, to już NIGDY! Anyway, jak nie wrócę, zapiszcie me słowa: KARPIA GDY JEM.
A teraz szybciutko z koksem, coby się wyrobić.
Dziś mamy na tapecie taką sprawę, że [b]rankiem 26 maja 1584 roku ścięli łeb Samuelowi Zborowskiemu[/b].
Pod tą oto basztą Senatorską czyli Lubranką.
Faktem jest: prosił, prosił, aż wyprosił.
Facet porywczy dosyć był, dumny, skory do awantur. Gdy w 1574 roku król Henryk Walezy zaraz po koronacji zorganizował na dziedzińcu wawelskim turniej rycerski, między Zborowskim a jego szwagrem Janem Tęczyńskim doszło do kłótni. Wmieszał się w nią niefortunnie kasztelan przemyski Andrzej Wapowski.
Podczas awantury Zborowski zdzielił go czekanem w głowę. Rozsierdzony Wapowski, zamiast opatrzyć ranę, latał i pokazywał ją publicznie jako świadectwo gwałtu. Wdało się zakażenie i po tygodniu pechowy kasztelan zmarł.
No, to już były czarne chmury, bo zbrodnię popełnioną przy boku króla karano gardłem i utratą czci. Jednak za Zborowskim ujęli się senatorowie i dzieki nim krolewski wyrok był nadzwyczaj łagodny: skazano go na wygnanie i konfiskatę dóbr, ale bez utraty czci i honoru.
Wbrew pozorom to jest ważne, bo...
[b]BO CO GROZIŁO INFAMISOWI?[/b]
Banita schronił się w Siedmiogrodzie, gdzie oddał swe usługi księciu Stefanowi Batoremu. Namówił go dom podjęcia starań o polską koronę i wraz z braćmi przyczynił się do jego elekcji. Z orszakiem nowego króla wjechał do Krakowa, a potem uczestniczył w kampaniach wojennych w Inflantach.
Potem jednak zaczął knuć z Kozakami i kanclerz Zamoyski, nieprzychylnie nastawiony do Zborowskich, zaczął ostrzegać króla, a wręcz doniósł mu, że Samuel planuje zamach na życie monarchy.
Wiosną 1584 roku Zborowski postanowił wyjechać z kraju i osiedlić się we Włoszech. Opuścił rodzinny Zborów i wyruszył w podróż bez rozgłosu, jako wyjęty spod prawa. Na próżno jednak - ludzie Zamoyskiego nakryli go w okolicy Proszowic koło Krakowa. Osadzono Samuela w wieży i wysłano gońców do Grodna, gdzie przebywał Batory, z pytanie o zgodę na stracenie banity.
Król polecił Zamoyskiemu postąpić zgodnie z obowiązującymi go jako starostę przepisami, dodając słynne słowa:
- [b]Canis mortuus non mordet.[/b]
czyli: Nieżywy pies nie gryzie.
[b]TAK A' PROPOS, DLACZEGO KRÓL POWIEDZIAŁ TO PO ŁACINIE?[/b]
Mimo oburzenia szlachty odbyła się egzekucja.
[i]Po tym go wywiedli mimo Tatary za fortkę ku Stradomiu, tam kędy czci odsądzone i wszystkie złoczyńce karzą, strzelbą po blankach osadziwszy, i płat czerwonego sukna porzuciwszy, kazano mu klęknąć. On z siebie zrzucił żupan, który odpoczywając wejrzał po mieście i potym ku niebu mówiąc:
- Hej miły Boże! Gdzież bracia mili, gdzież przyjaciele, gdzież słudzy, czegom ja wszystkiego miał dosyć.[/i]
Podobno kat uciekł z miejsca stracenia, gdy Samuel, po zmówieniu modlitwy, strasznym głosem wypowiedział słowo: "Jezus", i śmiertelny cios musiał zadać jeden z asystujących hajduków.
Owo miejsce egzekucji mieściło się na niewielkim placyku, do dziś zachowanym, leżącym pod Lubranką, po zewnętrznej stronie południowego skrzydła zamku, na wprost kościoła bernardynów. Pewien kantor katedry krakowskiej zasadził w tym miejscu w XVIII wieku pięć kasztanów.
[b]A DLACZEGO BASZTĘ SENATORSKĄ NAZYWANO RÓWNIEŻ LUBRANKĄ?[/b]