Pomyślcie, pierwszy raz jesteśmy u Franciszkanów i od razu MORD. To co będzie dalej, jeśli postąpię zgodnie ze wskazówkami Hitchcocka?
No ale akurat przypada 545-ta rocznica tego mordu, więc cóż było robić?
:)
Wszystko zaczęło się od zwykłej pyskówki, późnym popołudniem w czwartek [b]16 lipca 1461 roku[/b].
W warsztacie [b]płatnerza królewskiego Klemensa[/b] zjawił się [b]kasztelan wojnicki Andrzej Tęczyński[/b], brat kasztelana krakowskiego. Przyszedł odebrać z naprawy i czyszczenia swoją zbroję. Zbroi jednak nie odebrał, czy to z powodu, ze nie gotowa była czy że Klemens zażądał zbyt wysokiej zapłaty. W każdym razie Tęczyńskiego poniosły nerwy i znieważył Klemensa, a także go pobił.
Stamtąd poszedł prosto na ratusz i złożył skargę na płatnerza. Rajcy natychmiast posłali po Klemensa pachołka miejskiego, ale sam Tęczyński poszedł na ulicę Bracką, gdzie mieszkał w kamienicy Kridlara.
Nieszczęśliwym trafem właśnie tamtędy przechodził Klemens w towarzystwie pachołka miejskiego i zobaczywszy Tęczyńskiego zagroził mu, że mu się pięknie odpłaci. Wtedy Tęczyński wraz z domownikami ponownie rzucił się na Klemensa i pobił go do tego stopnia, że trzeba go było zamiast na ratusz - odnieść do domu.
Dwóch rajców - świadków wydarzenia - udało się na ratusz i doniosło o całym zajściu. Niestety wieść z ratusza przedostała się na miasto. Ktoś uderzył w dzwon kościoła Mariackiego, mieszczanie przerwali swe zajęcia i zaczęli gromadzić się w Rynku. Groza zawisła nad miastem.
Rada próbowała jeszcze zapobiec ewentualnym ekscesom i poleciła zamknąć bramy miasta, a delegacja udała się na Zamek ze skargą na wyczyny Tęczyńskiego.
Króla nie było - Kazimierz Jagiellończyk przebywał w obozie w Inowrocławiu, wszak toczyła się wojna z zakonem krzyżackim - delegacje przyjęła więc królowa Elżbieta. Nałożyła tak na miasto jak i na Tęczyńskiego wadium w niesłychanie wysokiej kwocie 80 000 grzywien. W razie naruszenia spokoju w mieście storna temu winna miałaby zapłacić tę kwotę stronie przeciwnej.
Cwane, co?
Niestety nie pomogło :(
Królowa wezwała ponadto Tęczyńskiego na Wawel. Tęczyński jednak nie miał szans tam dotrzeć.
Zamieszanie w mieście wzmagało się i w rękach mieszczan pojawiła się już broń. Zapanowała żądza wyrównania rachunku z Tęczyńskim NATYCHMIAST.
Szlachcic zorientował się, że sprawy przybierają niekorzystny obrót i najpierw próbował zamienić kamienicę Kridlara w fortecę, a potem zdecydował się na ucieczkę wraz z synem i przyjaciółmi do pobliskiego [b]kościoła Franciszkanów[/b]. Możliwe, że zamierzał dostać się na Wawel przez teren zakonny.
Tłum, który wyruszył z Rynku, przeszukał dokładnie dom Kridlara, a potem ruszył do Franciszkanów - być może ktoś widział przemykających się tam szlachciców.
Kościół otoczono, wyważono drzwi i fala ludzka zalała wnętrze.
Tęczyński najpierw wybrał sobie na schronienie wieżę, ale właśnie zszedł na dół szukając lepszego ukrycia.
Na progu zakrystii otrzymał pierwsze uderzenie w tył głowy. Zadany cios oskalpował go. Za nim posypały się dalsze.
Oto, co pisze o tym Długosz:
[i]Głowa długo opierająca się zabójczym ciosom pękła i mózg z niej wytrysnął. Pastwił się jeszcze lud nad ciałem zabitego, wlokąc je z kościoła aż do ratusza kanałem ulicznym, w błocie uwalane, a od miejsca do miejsca skłute i skrwawione, z obszarpaną brodą i głową obdartą. Przez dwa dni leżało potem na ratuszu, a dopiero dnia trzeciego przeniesiono je do kościoła św. Wojciecha, a czwartego oddano przyjaciołóm, którzy je pochowali w Wielkim Książu.[/i]
Teraz zaczął się drugi akt tragedii, jeszcze bardziej krwawy od poprzedniego.
Wiadomość o śmierci Tęczyńśkiego dotarła do króla około 20 sierpnia. Szlachta zgromadzona w obozie zażądała ukarania winnych pod groźbą opuszczenia obozu.
Na sejmie w Nowym Korczynie w grudniu tego roku zapadł [b]wyrok[/b].
Skazano rajców, cechy i pospólstwo miasta [b]na karę śmierci[/b] za to, że po zamknięciu bram miasta i wdarciu się do kościoła Franciszkanów zamordowali Andrzeja Tęczyńskiego, a następnie sprofanowali jego zwłoki.
Kara miała być wykonana na głównych winowajcach spośród przedstawicieli mieszczaństwa krakowskiego.
Drugi wyrok zasądzał na rzecz kasztelana krakowskiego Jana Tęczyńskiego owo wadium w kwocie 80 000 grzywien - oznaczało to ruinę miasta.
8 stycznia 1462 roku na ratusz przybyli wysłannicy królewscy z listą 9 osób: burmistrza, rajców i rzemieślników, którzy mieli udać się na Zamek w celu wykonania wyroku.
Podobno sama królowa Elżbieta próbowała ratować ich głowy, ale 15 stycznia 1462 ścięto sześciu mieszczan na Zamku, pod nową wieżą, nazwaną później Tęczyńską.
Taki był rachunek wystawiony miastu za śmierć szlachcica.
[b]KTOŚ WIE, JAK POTOCZYŁA SIĘ SPRAWA OWEGO WADIUM?[/b]