Po prostu mnie kochaj cz 8.
Obudził mnie telefon, to znowu był Brian. Odebrałam.. Chciał się spotkać u mnie w mieście w centrum, zgodziłam się, nie mogłam go unikać całe życie, zresztą przecież nie miałam mu tego za złe, w głębi duszy cieszyłam się, że tak się stało, naprawdę.
Wzięłam jak zwykle szybki prysznic, wsunęłam na siebie szorty szarpane, koszulkę, na nią kurtkę moro, trampki na nogi, przy wyjściu złapałam jeszcze za snap back'a, na szybko go zalożyłam i podążyłam w kierunku miasta. Bylo pochmurno, zapowiadało się również na opady.
- Niech by to szlak - parsknęłam.
Minęło pół godziny, a ja już byłam pod butkiem, tam gdzie umówiłam się z Brianem. Nie było go jeszcze, spoczęłam na ławce, czekając. Zawsze się spóźniał nie był punktualny, nigdy no nigdy. Chciałam wrócić do domu, było mi zimno, marzłam i jeszcze pojawił się lekki deszczyk. Postanowiłam, nie czekam, wracam do domu..
Rozległ się za mną, glośny stukot śilnika motoru, ale nie zatrzymywałam się miałam to w dupie.
- Liwia ! Stój.. - Brian krzyknął za mną.
- Brian, nie. Nie będę stawała, idę dalej, trzeba było być punktualnym, czas minął.. Cześć.
- Przestań się dąsać. Nic się nie zmienilaś.
Poczułam mocne szarpnięcie, stałam z nim twarzą w twarz. Patrzeliśmy sobie prosto w oczy.. dosłownie..
Wyszarpałam swój łokieć.
- Nie wiem czy chce z Tobą rozmawiać.. - powiedziałam.
- Powiedz mi co Ty wiesz ? Cały czas ' nie wiem, nie wiem '
- Wiem, że nic do Ciebie nie czuje, wiem, że nigdy już nie bedzie tak jak było i wiedz, ze to tylko i wyłącznie Twoja wina.. Wiem, że nie mam zamiaru udawać, że jest dobrze. Bo mimo tego, że Cię nie kocham jestem wściekła, potraktowałeś mnie jak śmiecia.. Okłamywałeś, chcesz jeszcze wiedzieć co wiem ? Chcesz ?! - wykrzyczałam.
- Uspokój się - mocno przytulił mnie do siebie..
Wpadłam w płacz.. eksplodowałam łzami w momencie.
- Zostaw, zostaw mnie no zostaw.. - próbowałam się wyrwać, uderzałam go z całych sil, ale nie pozwolił mi.. Trzymał tak mocno, że nic go nie mogło powstrzymać. Przestałam, wiedziałam, że nie mam szans, był za silny.. Zawsze nie dawał za wygraną. I zawsze czułam się przy nim bezpieczna, jak przy nikim innym. Nigdy nie pozwolił mnie obrazić, nigdy.. a co dopiero skrzywdzić. Czułam, że załuje, że tak bardzo jest mu głupio..
- Liw.. - sprawdzal czy jeszcze kontaktuje.
- Brian, nie mogę.. - powiedziałam.
- Czego nie możesz.. usiądźmy, dobrze? W jakiejś kawiarni cokolwiek, tu jest za zimno.. Proszę.
- Dobrze..
Poszliśmy do mojej ulubionej. Sprzedawali tam najlepszą czekoladę z bitą śmietaną i karmelem, właściwie pokazała mi ją Caro..
Jak wszystko w tym mieście.
Siedliśmy na przeciwko siebie, zamówiliśmy po czekoladzie, zaczął..
- Liw.. Nie chciałem żeby to tak się potoczyło, uwierz.. Byłem pijany, wiem, że to mnie nie tłumaczy, ale nic nie pamiętam, nie jestem w stanie sobie czegokolwiek przypomnieć, dowiedziałem się dzień później, chciałem Ci powiedzieć, ale raz zasnęłaś, a za drugim już nie potrafiłem, nie potrafilem Cię skrzywdzić tym.. A jednak..
- Miałeś zamiar to ukrywać ?
- Nie, miałem zamiar Ci powiedzieć właśnie to w weekend, jak przyjechałaś, ale inaczej się porobiło..
- Czemu, ale czemu ? Mogłeś powiedzieć, że brakuje Ci..
- Seksu ? Nie, nigdy mi nie brakowało, zresztą.. Nie wymagałem tego od Ciebie, nasz związek tego nie potrzebował i tak jesteśmy.. byliśmy bardzo związani..
- Nie kłam.
- Nie kłamę.
- Kłamiesz, to nie był pierwszy raz prawda ? - lekko uniosłam głos.
- Liwia, nigdy Cię nie zdradziłem, nie potrafiłbym.. za bardzo Cię kocham.. Szanuję, uwielbiam.. Nadal nie rozumiesz ?
- A jednak to zrobiłeś..
- Masz do mnie pretensje, a sama powiedziałaś, że już nic do mnie nie czujesz, wiec jak to jest ? Powiesz mi ? Wytłumaczysz, a może jednak coś ?
- Nie pozostaniesz mi obojętny od tak.. Nie wymażesz z mojej pamięci 5 lat! - podniosłam się z krzesła, zabrałam kurtkę i wyszłam..
Na zewnątrz już było ciemno.. Padało, zbierało się na burze.
- Bedziesz tak ciągle uciekać, standard, no nie ? Nie zachowuj się jak..
- Jak dziecko chciałeś powiedzieć ? Odezwał się dorosły. Widać taki dorosły, że nie dojrzał do związku.. normalnego związku.
- Żałuję ! Chcesz żebym Cię błagał na kolanach o przyjaźń ? - krzyknął.
- Nie, chce żebyś poczuł się tak jak ja się czuję, właśnie w tym momencie.. - drżałam z zimna, byłam cała przemoczona.
Zdjął z siebie skórzaną kurtkę i podał, wyciągając ręke w moją stronę.
Zawahałam się przez chwilę.
- Weź..
Milczałam dalej.
- Nie no masz wybór, albo wziąc i nie marznąć tak jak teraz marzniesz, albo marznąć i nabawić się jakiegoś zapalenia płuc, ryzykuj, okej. To już nie moja sprawa.
I tak wiedziałam, że się martwi. On zawsze się martwił. Wzięłam kurtkę, założyłam na siebie, pachniała nim.
- Więc przyjaciele ? - zapytał niepewnie.
Spojrzałam na niego. On wciąż patrzył w moje oczy, oczekując potwierdzenia.
- Przyjaciele, ale obiecaj mi coś.
- Co takiego ?
- Że ułożysz sobie życie, nie patrząc na mnie.
- Liw..
- Obiecaj.