Jak to dzisiaj stwierdził Bub: świńska mama.
A tak naprawdę to przypał i to niemały, bo zostawiłam fortunę w Tigerze.
Wczoraj/dzisiaj (zaraz po tym, jak sobie powiedziałam, że pierwszy raz od kilku dni uda mi się zasnąć przed 3:00) zaczęły mi się rozkminy. W sumie przez to, że nie ma M., to są one jakieś dziwne. O wiele za dziwne. Nie pamiętam konkretnie od której wyszło, ale przeszło to tego, że chciałam ustalić od kiedy te świnie mi tak towarzyszą w życiu. No i się zaczęło. "Na pewno były ze mną już w liceum ", "W gimnazjum chyba też... Tak! Musiały." I potem naszła ta najważniejsza myśl: "Przecież kiedyś byłyśmy trio, a nawet we czwórkę - Osiołek, Owieczka, Żyrafka i Świnka".
Tak. To było w podstawówce. I ja nadal umysłowo tam siedzę. No trudno. Co zrobić, kiedy to wszystko takie urocze?
W sumie potem zaczęłam szukać maskotek z Nici, pamiętam, że niesamowicie podobała mi się jedna z nich i myślałam, czy nie kupić jej sobie na święta. Otóż nie. Ta firma nie oferuje już prawie nic z produktów, które ja pamiętam. I już tej świni nigdzie nie upoluję... No nic - wracam do Naruto. Jutro musi być pracowity dzień! Tak. Powinnam tu zamieścić swoje przemyślenia i obawy na temat pracy, a nie prosiaków. Brawo ja.