Wczoraj wzięło mnie na przemyślenia. Włąściwie na temat, kyótry rozgrzebałam już z każdej możliwej strony, temat za który morze łez wylałam. Temat, do którego w końcu dojrzałam, a który pozostał tą samą trudnością dla bliskiej osoby.
Bo czym jest "przyjaźń"? W ostatnim czasie w wielu (moich) przyadkach tylko słowem. I ja w końcu to widzę. Dostrzegam, że to jest tylko takim określeniem, żeby coś fajnie brzmiało, wyglądało. Słowa przyjaciel używam ostatnio raczej ze względów wspominkowych, symblicznych, a nie dlatego, że akurat ktoś mi tym przyjacielem jest. Owszem - był. Ale już nie jest. I to mogą być małe gesty, niewielkie zachowania. Przyjacielem jest się w dwie strony. Jest się nim dla kogoś, ale i ktoś jest nim dla Ciebie. To nie zawsze jest równoznaczne. Możesz kogoś słuchać, wspierać, pomagać, być przy nim, doradzać, razem pić z tym kimś za jego szczęście czy niedolę. Jednak nigdzie nie jest napisane, że ten sam człowiek Ci to odwzajemni. Że będzie miał z Tobą kontakt na tych samych relacjach, że będzie w stanie przyjść, wysłuchać, potowarzyszyć w radości a także smutku. I jakby tak przefiltrować to wszystko na mnie (i Ciebie), to... To może najpierw na mnie, bo jednak to wygląda trochę inaczej. Niby dużo mówię, jestem gadatliwa, często nie daję dojśc komuś do złowa. Ale gadam o głupotach. Jak mam już powiedzieć coś z sensem, co miałoby dotyczyć mojej osoby, to już mam problem. Co mogłoby dać znak, że jestem dobrym materiałem na przyjaciółkę dla kogoś. A otóż nie - bo się nie interesuję ludźmi. Nie piszę, nie dzwonię, nie ma mnie na co dzień w Waszych życiach. Także żadna ze mnie przyjaciółka. Ty natomiast bardzo chcesz być przy ludziach. Wynika to z rozłąki, ale... właśnie. Umiesz prawidłowo wykorzystać socialmedia. Nawiązujesz kontakt, piszesz, dzwonisz, martwisz się. Jesteś prawdziwym przyjacielem. Takim, jakich mało teraz wśród nas. A spotykasz się tylko z niezrozumieniem. Tak jak ja jeszcze z dwa lata temu. Długo zajęło mi dostrzeżenie, że nie zatrzymasz niektórych machanizmów życia. Miałam to szczęście, że rok temu trochę się otworzyłam na świat. Dzięki pracy poznałam wielu ludzi. Przez ten rok nawiązałam znajomości z taką liczbą ludzi, z jaką nie miałam do czynienia od siedmiu lat. Praca, OT, epizod z Poli. Jasne, nadal zachowuję się w nowym towarzystwie jak dzikie zwierzę, które dopiero co ma być ucywilizowane, ale nie jestem temu już tak przeciwna. Niemniej nie łudzę się już tak, że mam wśród siebie tylu "przyjaciół", co myślałam, że mam jakiś czas temu. Wyciągnęłam z tego pojęcia trochę więcej wartości, przekalkulowałam, dodałam do tego życie prywatne i jestem tutaj. Z tymi wnioskami. Nikt nie musi mnie lubić na siłę. Nie musze być ważna dla tak wielu ludzi, jak na początku mi zależało. Dziękuję za docenienie w tym niewielkim światku, który mam na wyciągnięcie ręki i którego doświadczam w miarę regularnie i w naturalny sposób. Od dzieciaka zawsze kiepsko dobierałam przyjaciółki (oczywiście z jednym wyjątkiem!), zawsze zbyt mocno się przywiązywałam, zawsze źle powierzałam swoje sekrety. Koniec z tym. Czas pójśc do przodu i zostawić w tyle to, co nie jest pisane ciągnąć na siłe. Mam nadzieję, że i do Ciebie to kiedyś dotrze, bo podejrzewam, że będziesz to przeżywać podobnie jak ja.
Tak. Miałam pisać pracę, a napisałam elaborat o wszystkim i o niczym.
Miałam kilka planów na najbliższy czas. Szkoda, że zaczynam wszystkie po kolei odpuszczać...
Przesypianie połowy dnia na pewno w niczym mi nie pomaga. Nawet nie rzecz w tym, że jestem zmęczona. Po prostu dobrze mi się śpi.
Cisza Jak Ta - A jednak ciągle ją pamiętasz...
Trochę jak w larpie.
Jakby to było, gdyby?...