Jakiś czas temu wesparłam Wilki w naszym imieniu. W zamian dostaliśmy wilczy pakiet.
Mimo że się ich boję i czuję do niech nieziemskirespekt, to uważam, że owinny mieć prawo żyć. I możliwym jest to, żeby nie przeszkadzały człowiekowi w życiu codziennym. Także zdecydowanie jestem #teampolskiewilki
(no nie mówicie mi, że teraz mi to jakoś śmiesznie zahasztaguje)
Ja tu w sumie znowu tylko na chwilę.
Od czterech dni nie piszę, więc muszę dzisiaj wydukać cokolwiek.
Pięć dni w pracy mnie zabiło.
A dokładniej trzy dni ostrego sprzątania.
Dosłownie zabiło. Chyba właśnie sobie pomogłam w przejściu mojej cieśni nadgarstka w kolejny etap.
Zaczęło boleć, a czucie jeszcze bardziej uciekło.
Przestałam liczyć, ile rzeczy już mi z rąk wypada.
Ze strat faktycznych: jedna miska się zbiła i w efekcie palec mi poharatała.
Do przeżycia, ale psychicznie - 50 punktów do funkcjonowania.
Pierwsza większa załamka.
Chcę na rower.
Chcę na zdjęcia.
Chcę do lasu.
Chcę... jak zwykle za dużo, a za mało mogę.
Bye.