Chociaz nie powiem tego na głos, to wczorajsze popołudnie było i dla mnie bardzo ważne.
Mam ogromne wyrzuty sumienia, że nie potrafię tak sobie zorganizować czasu, żeby móc częściej sobie pozowlić na takie akcje.
Byliśmy w mega klimatycznej restauracji. I kto by pomyślał, że zacznie się od głupiego siku?
Było tam bardzo dużo roślin, kanarek i dwa koty.
Mega klimatycznie.
Potem trochę fociszów i spadówa, bo zaczęło padać i zrobiło się zimno.
Gdzie ten plan?...
Plan. Plany. Właśnie.
Wczoraj pierwszy raz się zestresowałam, że moja chemia leży głęboko w dupie i że tak naprawdę nic nie umiem i niczego nie wiem. I pojawiły się pierwsze myśli, że może jednak nie?... Może po prostu zbyt dużo pracy wpływa na taki pogląd.
A pracy potrzebuję w tym momencie. Bo i tak nic więcej w tej chwili nie mogę zrobić. A myśli natłok towarzyszy i jakby poczucie presji? Świadomość, że w przyszłym tygodniu czeka mnie do zrobienia tyle, że sen tak naprawdę jest tylko kwestią umowną jest dość ciężka. I ta bezsilność... że chciałabym zacząć już teraz działać, żeby wtedy mieć mniej do zrobienia, ale niestety nie mogę. Gr.
Znowu nie śpię przez to.
A jak śpię, to niespokojnie.
Czyli w sumie jakbym w ogóle nie spała.
Uda się do 28 ?