Od czego by tu zacząć.
Odespałam ostatnich kilka dni, umysł się przejaśnił, więc teraz czas zabrać się do roboty.
Ale najpierw opiszę sobie wczorajszy koncert, żeby nie umknął.
W sumie jedne z najlepszych prezentów na Dzień Dziecka, jakie dostałam.
Oczywiście nie mówię o samym koncercie, ale i o całym popołudniu. Dopiero po latach zaczęłam doceniać każdą chwilę spędzoną razem.
A więc po obiedzie, odstawieniu Buciaka i prawie dwugodzinnym oczekiwaniu przyszedł czas na sam występ.
Co prawda nazwa Rockasta już mi się gdzieś kiedyś obiła o uszy, ale chyba nie zagłębiałam się bardziej w jej twórczość. A wyszło mi to w sumie na dobre, bo bardzo przyjemnie się zaskoczyłam. Opis mówiący o tym, że grają bardzo ciekawe połączenie akordeonu z ciężkimi brzmieniami jakoś na początku mnie nie zachęcił. Jednakże była w dużym błędzie. Bardzo energiczny występ, akordeon robił robotę, a przystojny Pan, któy na nim grał już w ogóle ^^ Nawet wokal nie był potrzebny, wręcz nie pasowałby tam. Usłyszeć Bacha w ich wykonaniu albo Kaczuchy - mistrzostwo!
A sam Quo Vadis? Bardzo mieszane uczucia. Z pewnością ogromny zachwyt. Patrząc na to, jak ostatnio wkręciło mi się słuchanie co niektórych ich albumów, to plułabym sobie w twarz, gdyby mnie tam nie było. Moc była konkretna. Co prawda nie byłam w stanie znać wszystkich utworów, ale fajnie uzupełniałam się z tatą - ja kojarzyłam i śpiewałam te nowsze, a tata te z wcześniejszej twórczości.
Moja zazdrość chyba stwierdziła sobie, że się odezwie, ale oczywiście jak to ona - w bardzo wykwintny i wyrafinowany sposób, czyli ukryta. Tak przynajmniej to sobie tłumaczyłam stojąc w klubie, ale potem okazało się, że tata miał podobne odczucia. Więc może nie do końca chodziło o to, że jak mi wypadało robić pewne rzeczy, to po prostu nie miałam pomysłu na nie (i odwagi), aby je wprowadzać w czyn, a teraz kiedy już trochę nie wypada, żałuję tego i ból sciska dupę. Musiałabym zapytać resztę publiki, jak oni to odebrali.
Ale widać, że scena trochę za mała na dwie osoby z publiczności, i to jeszcze pijane, które trzepiąc głowami mają problem z utrzymaniem się w pionie i nie patrzą, gdzie są gitary i trochę przeszkadzają muzykom w robocie. A co do publiki - wspaniała! Uwielbiam, kiedy jest ona gdzieś tam rocznikowo znacznie starsza, bo wtedy jakaś kultura koncertu jest zachowana. Całkowicie inaczej człowiek się bawi i odbiera całość.
No i najdziwniejsza sytuacja całego wystepu - Hiroshima. Szkoda, że wybranka wokalisty siedziałą gdzieś za nami i jak sobie śpiewał utwór dla niej, do paczył się w naszą stronę, a za nim cała publika, bo byli ciekawi, do kogo on to kieruje XD
Cover Megadethu jak najbardzije na tak, jaram się ^^
I ogółem chyba jeszcze większą wkręte złapałam na ich słuchanie, niż miałam do tej pory.
Rockasta - Toccata i fuga d-moll BWV 565
A z innej baczki, równie ważnej!
Nie wiem czy ktoś tu jeszcze czyta te moje wypociny. A nawet jeżeli, to byłoby fajnie gdyby czytał ktoś, kto niekoniecznie jest wśród moich najbliższych osób, bo nie do nich dotrzeć trzeba XD
Ogółem waga życia i śmierci - trzeba dać lajka pod zdjęciem z tego linku:
https://www.facebook.com/zaloga62100/photos/a.1558095170875987.1073741836.159247524094099/1558097934209044/?type=3&theater
Chłopaki fajnie grają i myślę, że całkiem fajnie będa się prezentowali w towarzystwie Decapów i Acidów ^^
Z góry dziękuję!
A teraz do pracy rodacy.