Czy każdy poranek będzie taki sam? Jest ich zdecydowanie zbyt wiele. Pod rząd. Oczekiwanie. Podjudzanie losu. Prośba. Nikt nie chce spełnić. Nikt zareagować. Jesem zbyt wielkim tchórzem. Ale jeszcze kilka poranków... Modlitwa. Do... ? Może właśnie dlatego jest tak ciężko?
A konsekwencje teraz mogłyby być naprawdę wielkie.
Dużo tracę. Ale nie mam siły walczyć. Nie widzę powodu. W końcu walczy się o mnie. W końcu... W końcu mam ułudę... Nie jestem sama. Nie tylko mi brakuje. Jest nas troje. I próbujemy. Bo ja już nie mam siły sama.
Dostosowanie się?
Weekend z Maderem bardzo sympatycznie. Chociaż zmęczył.
P. oddany. Ciekawe jak oceni.
Dwa egzaminy do przodu.
Na dwa czekamy.
Do konca tygodnia trzeba ogarnąc obszary wiejskie - ponoć sporo roboty z tym.
Do 9go maja zagospodarowanie na projektowanie przestrzenne. W końcu widzę jakiś postęp - z Umbridge da się dogadać?
Także ten tydzień do lekkich też nie będzie należał.
W środę dom. Co mi po tym?
Ciężko mi skupić na czymkolwiek. Nie myślę o niczym. Chce mi się płakać, płakać z przytłaczającej bezsilności. Nie piszę. Przyjadę. Zostanę. Chociaż nigdzie nie byłabym większym kołem u wozu, niż u Ciebie.
Chciałabym wybrać się na Zimmera.
Przewiane plecy w niczym nie pomagają. Nie mogę się ruszać. Znowu.