Idealne podsumowanie dzisiejszgo dnia. Trochę olałam poranne zajęcia.
Niby druga połowa semstru i znacznie mniej zajęć, a jednak poniedziałek został wciąż tym najgorszym dniem.
Wesele? Czy jakbym piła, to byłoby inaczej? Czy nie ta częśc rodziny? Wina fotografa? Najzwyczajniej w świecie nie nadaję się na takie imprezy. Nie lubię poznawac ludzi w taki sposób. Nie umiem tańczyć. Jedzenie pyszne. Może inaczej też by to wyglądało, gdybym od dziecka uczestniczyła w tego typu imprezach, ale u nas mało kiedy kto się chajta. Kolejne wesele we wrzesniu - chociaż trochę musze poduczyć się tańca.
Tatuaż. Moje nowe dziecko. Piękne. Z każdym spojrzeniem upewniam się, że trafiłam w odpowiednie miejce, w odpowiednie ręce. Na razie jestem na etapie złażenia skóry i wazelinowania się. Nie mam koszulek na ramiączkach i nie mam możliwości powycinać teraz żadnych. Musze nauczyć się chodzić w bokserkach. Tak się nim jaram, że teraz na każde zdjęcie będę się pchała z ramieniem, żeby móc się pochwalić. Chyba taki syndrom. Ciekawe kiedy mi się znudzi - pierwszy w sumie dośc szybko odszedł w niepamięć.
W sobotę przyjeżdża Mader. Ciekawe czy niespodzianka się uda.
A tymczasem...
jutrzejszy egzamin, czwartkowy egzamin a w wolnej chwili opisanie projektu na piątek.
W czwartek piknik geografa.
Pani M. nie odpisuje, niecierpliwię się.
Jestem lamą, która nie ma kostek. Jedna nie zregenerowała się jeszcze po złamaniu, a druga została skręcona i jeszcze boli. 26 lipca operacja wyciągania śrubek. Tyryryryry.
No wkręciło się na maksa. Nie lubię piesenek, ktore mi się śnią.
Jak można robić te ciulowe "teledyski" obrazkowe do polskiej muzyki? Tragedia.
Nie mogę przywyknąć, że ktoś się o mnie martwi.