Gdy byłam nieprzytomna...
Gdy zatrzymało się moje serce...
Gdy lekarze walczyli o moje życie...
Widziałam Cię.
Widziałam Cię moja mała księżniczko.
Słyszałam Twój płacz przeplatany z dzięcięcym śmiechem.
Czułam Twój dotyk.
Twoją obecność.
Czekałaś na mnie.
Po drugiej stronie.
Wystawiłaś rączki w moim kierunku.
Nic nie miało już znaczenia.
Szłam w Twoim kierunku, biegłam do Ciebie.
Widziałam Twoje piękne, duże oczy.
I nagle zaczęłaś znikać.
Jakby za mgłą.
Biegłam, ile sił w nogach miałam.
A Ty mimo to się oddalałaś.
Aż straciłam Cię z oczu...
Czułam, że powinnam umrzeć.
Być z Tobą.
A potem widziałam urywki z mojego życia.
Pierwszy pocałunek z Nim.
Pierwszy bukiet kwiatów od Niego.
Pierwszą randkę.
Moment, gdy przedstawiałam Go rodzicom.
Milion pocałunków...
Wspólne wakacje...
Nasze rocznice...
Nas wtulonych w siebie i śpiących razem...
Ktoś mi chyba chciał przypomnieć, że mam dla kogo żyć.
Że jest ktoś, dla kogo (i o kogo) warto walczyć...
A cały sens nadaje miłość.
Niesamowite uczucie, które potrafi wszystko zniszczyć, ale też i naprawić.