jestem teraz na baletnicy. ponaad połowa za mną, jutro dzień 7. wcale tak ładnie jak obiecują na niej nie chudnę (robię wariant I), w sumie od początku baletnicy zeszło mi 1,4 kg.. hmm. a od początku czerwca w sumie 3,2. więc dzisiaj rano waga pokazała 55,6. mam dobić do 54 najpóźniej 15go, czyli na koniec baletnicy. 5 dni, 1,6 kg do zrzucenia.. da radę.. kosztem niemal wiecznego głodu. nie ma co narzekać. głód oznacza chudnięcie. nie mogę chodzić ciągle nasycona jeśli chcę schudnąć. na prawdę wiem, że potrafię to zrobić tylko do tej pory z moją silną wolą było słabo, ale to można zmienić i wyćwiczyć ją. 51 kg mam osiągnąć najdalej na koniec czerwca. jak się zawezmę będzie wcześniej. zobaczymy.. mogłabym, ale czy faktycznie podołam czy poddam się w połowie drogi?.. wg moich obliczeń dzisiaj waga powinna pokazać conajmniej 54,3, więc pod tym względem jest kiepsko i to mnie trochę dołuje, ale i motywuje. więc jutro białe gotowane chude mięso. nie lubię gotowanego mięsa. ech, przeżyję.. właściwie nudzi mnie trochę to monotonne jedzenie, no ale trudno.
on nie pisze, pewnie jest zajęty, albo uważa, że nie ma takiej potrzeby. ja natomiast wszystko zawalam,prócz tej diety. po baletnicy I idę od razu na baletnicę II także masakra generalnie. nieźlę daję sobie w kość.. i tłuszcz! tak! idę robić to mięso na jutro, żeby przypadkiem rano zamiast rzucić się na całą zawartość lodówki to rzucić się na białe gotowane mięso.